Akt 2

Scena 6: Klątwy i Zaklęcia

ury Zamkowe. Tuż przed nimi, na całej rozciągłości, armia imperialna zbliża się dzierżąc drabiny oblężnicze. Na murach Wilhelm biega raz w lewo, raz w prawo, nerwowo obserwując nadchodzące zagrożenie. Towarzyszy mu garstka niezwykle mizernie wyglądających szkieletów odzianych w mocno podniszczone zbroje i dzierżących zardzewiałe, a niekiedy również połamane, włócznie i miecze.]

[Wilhelm] [do siebie] Szlag… Ok, ok, bez paniki. Dasz radę. To tylko frontalny atak. Musisz go odeprzeć. Drobnostka.

[Demon zwraca się w kierunku szkieletów.]

[Wilhelm] [władczo, stając na palcach, aby dodać sobie powagi] Żołnierze Zamku! Nadszedł czas próby! Oto wróg stoi u naszych bram! Nigdy tak niewielu nie stanęło na przeciw tak wielu i nie popuściło… dosłownie i w przenośni.

[Szkielety stoją niewzruszone. Ich lekko zielonkawe, upiorne oczy wpatrują się beznamiętnie w Wilhelma. Jednemu z nich nagle opada szczęka… to jest dosłownie urywa się i spada demonowi pod nogi. Poza tym, żaden ze szkieletów nie reaguje w jakikolwiek sposób.]

[Wilhelm] [do siebie] No dobra, przemowy motywacyjne, to chyba nie to. [do szkieletów] Łucznicy do mnie.

[Na początku żaden ze szkieletów się nie porusza. Nagle jeden z nich, niepewnie i chwiejnie występuje do przody. Dzierży łuk, któremu jednak brak cięciwy. Szkielet unosi swój łuk i rozdziawia paszczę w niemym uśmiechu. Wilhelm uderza się otwartą dłonią w czoło.]

[Wilhelm] No to salwę powitalną mamy z głowy. Zaraz, pomyślmy, co jeszcze robi się podczas szturmu przy okazji oblężenia? [po chwili] O! Wiem! Wylejemy na nich gorącą smołę! [wskazując palcem dwa szkielety] Wy tam, bieżcie się za kotły z wrzącą smołą.

[Szkielety odwracają się i spoglądają w kierunku stojących przy blankach wielkich kotłów, w których smoła zastygła… jakieś sto lat temu.]

[Wilhelm] [poirytowany] No żesz… Kto tu do cholery odpowiada za zaopatrzenie w tym Zamku?!

[Wszystkie szkielety jednocześnie kierują wzrok na Wilhelma.]

[Wilhelm] [widząc ich spojrzenia] Co?! Wcale, że nie! Zamknijcie się! [po chwili, z westchnieniem] No dobra, czekajcie tu, pójdę po smołę.

[Kurtyna opada. Po chwili unosi się. Scena ponownie przedstawia lochy Zamkowe. Wilhelm znowu stoi pod ciężkimi drzwiami prowadzącymi do domeny krasnoludów chaosu. Demon już ma zacząć walić w drzwi, gdy nagle coś sobie przypomina.]

[Wilhelm] [do siebie] Nie, może inaczej…

[Wilhelm mamrocze magiczną formułę. Nagle przy drzwiach rozbrzmiewa donośne „ding-dong”.]

[Wilhelm] [do widowni] Czar „dźwięki”. Tak będzie szybciej.

[Po krótkiej chwili słychać ciężkie kroki i nieprzyjemny zgrzyt mechanizmów drzwi, które wkrótce otwierają się tradycyjnie uwalniając obłok siarki i czarnego pyłu. W drzwiach staje Zahrruk, który na widok Wilhelma marszczy się jeszcze bardziej niż zwykle i wydaje z siebie niski, niezadowolony pomruk.]

[Wilhelm] [patrząc w bok, przebierając palcami] Mogę trochę smoły?

[Krasnolud robi wielkie oczy i patrzy w osłupieniu na demona.]

[Wilhelm] [nadal patrząc w bok, pokazując palcem ku górze] Na te… no… mury…

[Zahrruk] [otrząsnąwszy się, z groźną miną] Czy ty jesteś upośledzony?

[Wilhelm] [nagle z furią, łapiąc krasnoluda za brodę] Żołnierze najeźdźcy wspinają się drabinami na mury! Skoro, jak się okazuje, tylko mnie w całym Zamku obchodzi to oblężenie, to potrzebuję smoły żeby bronić murów!

[Zahrruk] [z przerażeniem, nerwowo odpychając Wilhelma] Hej! Nie dotykaj brody! Warkocze popsujesz!

[Wilhelm] [zakładając ręce, z poirytowaniem] No więc?! Dostanę tej cholernej smoły, czy nie?! [wyglądając przez wąskie okno na zewnątrz] Patrz! Drabiny już stoją oparte o mury! Nie ma czasu na gadanie, trzeba działać!

[Zahrruk] [przewracając oczami] Ty naprawdę nic nie ogarniasz, co?

[Wilhelm] Czego niby znowu nie ogarniam?! Jak zaraz czegoś nie zrobimy, to tu wlezą i będą palić, grabić i rabować!

[Zahrruk] [przez zęby] Te mury są zaklęte, debilu. Ty naprawdę nigdy nie słuchasz, co mówi Drachenfels?

[Wilhelm] [z westchnieniem irytacji] Wiem [z naciskiem] debilu, że są zaklęte, ale oni nie chcą ich rozwalić. Przecież mówię, że wspinają się na nie!

[Zahrruk] [kiwając głową] Dobra, to bez sensu. Chodź głupku, pokażę ci…

[Kurtyna opada. Gdy ponownie się unosi, scena znów przedstawia mury zamkowe. Zahrruk i Wilhelm stoją obok tej samej co poprzednio grupki mizernych szkieletów i wyglądają za mury obserwując napastników.]

[Wilhelm] [pokazując żołnierzy na drabinach] I co?! Widzisz?! Są już w połowie murów! Zaraz to będą! [do szkieletów] Do broni! Będziemy bronić Ojczyzny do ostatniej kropli… [patrząc na szkielety] E… Po prostu będziemy bronić!

[Jeden ze szkieletów „tryumfalnie” wznosi drżącą ręką zardzewiały miecz ku niebu, jednak ręka ta po chwili mu odpada, a miecz z brzękiem ląduje u stóp Wilhelma. Demon patrzy na to ze zrezygnowaniem. Zahrruk natomiast wydaje się być niewzruszony wszystkim co się dzieje. Krasnolud ziewa przeciągle, po czym podchodzi do ręki, która odpadła szkieletowi, podnosi ją i zaczyna drapać się nią po plecach.]

[Zahrruk] [do Wilhelma] Ta, problem w tym, że nigdy tu nie dotrą.

[Wilhelm] [zaskoczony] Że co?! Oni już praktycznie tu są! Prawie dotarli na samą górę!

[Zahrruk] Tak. „Prawie”. Wyjrzyj jeszcze raz.

[Demon wygląda pospiesznie i przez chwilę obserwuje wspinających się żołnierzy. Napastnicy sprawiają wrażenie, jakby wspinali się w miejscu. Pomimo, że ruszają rękoma i nogami, to jednak nie zbliżają się do celu swej wspinaczki. Wilhelm rozgląda się na boki i dostrzega, że dzieje się tak na wszystkich drabinach.]

[Wilhelm] [skonfundowany] Hej, co oni robią?! Dlaczego zatrzymali się w miejscu?!

[Zahrruk] Mówiłem ci przecież, debilu. Te mury są zaklęte… a w zasadzie, żeby być bardziej precyzyjnym, „przeklęte”. Te tam ludziki będą się wspinać i wspinać, i wspinać, aż im grabki poodpadają, a nigdy nie dotrą do celu. Jak ten antyczny koleś, Syf!

[Wilhelm] [unosząc brew] „Syf”?

[Zahrruk] [machnąwszy ręką] Czy tam „Syzyf”, nie pamiętam. Chodzi o to, że znowu lamentujesz, jak mała dziewczynka bez powodu.

[Wilhelm] [zamyślony, ignorując przytyk] Hm, to rzeczywiście w stylu szefa.

[Zahrruk] Ta. A teraz, [ironicznie]wybacz”, ale wkurzasz mnie, a ja mam niewolników do nadzorowania.

[Krasnolud odrzuca kościstą rękę dekapitując nią kolejnego szkieleta, który momentalnie rozsypuje się, pozostawiając po sobie niewielki stos kości. Zahrruk zmierza w kierunku zejścia na dół. Nagle Wilhelm chwyta go za brodę, ale momentalnie puszcza, gdy krasnolud dobywa z płomiennym wzrokiem swego pistoletu.]

[Wilhelm] [pokazując palcem w kierunku pola z murami] Patrz! Mają maga! Wiedziałem, to koniec! Zaraz zdejmie klątwę i będzie po nas.

[Na drugim końcu sceny przedstawiającym pole przed zamkiem rzeczywiście pojawia się Brat Albert w towarzystwie Gustava, Kurta i starszego maga z długą siwą brodą odzianego w zdobne błękitne szaty czarnoksięskie poprzeszywane błyszczącą złotą nicią układającą się w skomplikowane runiczne wzory.]

[Brat Albert] [pokazując na mury] Co o tym sądzisz dostojny Hermannie?

[Hermann] [eksperckim wzorkiem lustrując sytuację na murach] Hm, to wygląd na klątwę, ekscelencjo. Zaiste paskudną.

[Gustav] [marszcząc brwi] Dasz radę temu jakoś zaradzić?

[Hermann] [głaszcząc swą brodę] Hm… Myślę, że tak. To prymitywna inkantacja. Zaraz ją rozproszę. Zróbcie mi trochę miejsca.

[Brat Albert, Gustav i Kurt robią dwa kroki do tyłu, a Hermann poprawia długie rękawy swej szaty i staje w lekkim rozkroku. Następnie unosi dłonie ku niebu, jakby ściągał do siebie moce magiczne, po czym rozpoczyna gestykulować pokazując dłońmi przeróżne skomplikowane znaki i szepcząc pod nosem inkantacje. Wkrótce gestykuluje intensywniej, a jego szept przechodzi w głośne zaklinanie. Gdy zebrana wokół niego moc magiczna staje się niemal namacalna, Hermann nagle milknie a jego twarz  wykrzywia się w dziwnym grymasie.]

[Gustav] [do swoich towarzyszy] Hej, co się dzieje?

[Ciało maga zaczyna drżeć. Z początku drży delikatnie, po czym przechodzi w prawdziwe konwulsje, a oblicze Hermanna wykrzywia się jeszcze bardziej przypominając karykaturalną maskę.]

[Kurt] [zaniepokojony] Hermannie, to tak ma być, czy masz udar?

[Nagle głowa maga dosłownie eksploduje. Krew i resztki mózgu ochlapują przerażonych Gustava, Kurta i Brata Alberta.]

[Zahrruk] [z oddali na murach, ale na tyle donośnie, że ludzie go słyszą] Hahaha! Głowa mu wybuchła! Idiota!

[Wszyscy pozostali patrzą w osłupieniu na zwłoki maga. Kurtyna.]

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments