[Gotfryd] [lekko poirytowany] Lithaniel, jesteś całkowicie przekonany, że gdzieś tutaj mają być sypialnie?
[Lithaniel] [przyglądając się trzymanej mapie] Nic z tego nie rozumiem. Nie mam tego miejsca w ogóle zaznaczonego na mapie.
[Yorri] Jak zwykle dałeś popis długouchy.
[Lithaniel] [spokojnie drąc mapę] Dobrze, od tej pory ty prowadzisz o, niewysoki.
[Yorri] [z zadowoleniem] Ha! Było od razu zdać się na węch starego wygi, dumy i chluby twierdzy Karak…
[Lithaniel] [zimnym głosem] Ta, to za ten węch zostałeś wyrzutkiem społeczeństwa.
[Yorri] [dobywając topora] Uważaj wąskodupcu, stąpasz po kruchym lodzie.
[Lithaniel] A jakże, ale to nie pode mną się zarwie, pączusiu…
[Gotfryd] Ej, spokój! Yorri, szukaj sypialni. Nie mamy wyboru, musimy szukać na czuja, skoro nasza mapa okazała się nieścisła.
[Elf i krasnolud rzucają sobie chłodne spojrzenia i ruszają przodem. Za nimi kroczy Gotfryd, a na końcu Kuba, który wyjmuje z plecaka przygotowaną wcześniej kanapkę i zaczyna ja spożywać. Idą dobrą chwilę, aż w pewnym momencie Lithaniel przystaje przy jednym z obrazów i zaczyna chichotać.]
[Yorri] Co cię tak rozbawiło drzewołazie?
[Lithaniel] [wskazując gestem dłoni obraz] Oto i krasnoludzka sztuka wojenna w pełnej krasie.
[Yorri staje obok i przypatruje się obrazowi. Na płótnie przedstawiona jest scena, w której krasnoludzki król stoi przebity orczą włócznią na pagórku bedącym w rzeczywistości stosem ciał jego elitarnych wojowników. Naokoło niego biegają szydzące zeń gobliny i orki. Yorri niemal słyszalnie zgrzyta zębami.]
[Yorri] [przez zaciśnięte zęby] Taki jesteś cwany, a pamiętasz może bitwę…
[Lithaniel] [ruszając lekceważąco do przodu] Dobrze, dobrze, nie traćmy czasu, paszteciku…
[Yorri] [ciężko sapiąc] Ożeż ty!
[Krasnolud rzuca się na elfa z pięściami i przewraca go. Po chwili obaj zaczynają okładać się po twarzy i kopać po żebrach. Widząc to Gotfryd nagle wpada w szał.]
[Gotfryd] Cholerne barany!
[Człowiek chwyta oburącz swój kij i zaczyna bić nim po równo krasnoluda i elfa.]
[Gotfryd] [tłukąc zapamiętale] Mówiłem, żadnych kłótni!
[W pewnym momencie elf sprawia wrażenie jakby nagle obudził się. Zrywa się na równe nogi i odskakuje poza zasięg ciosów.]
[Lithaniel] Czekajcie! Wiem gdzie jesteśmy!
[Yorri] Brawo palancie, ale to nie zmienia faktu, że zaraz wkopie ci dupę do mózgu.
[Lithaniel] Nie, czekaj! To działanie tego miejsca! Ocknij się!
[Gotfryd] [wciąż z wściekłością] Co ty bredzisz?
[Lithaniel] [spokojnym głosem] To korytarz niezgody. Słyszałem o tym miejscu. Te wszystkie sceny na ścianach… Siły magiczne tu nagromadzone sprawiają, że wszyscy się ze sobą kłócą. Uwalniają nasze najgorsze instynkty i sprawiają, że wpadamy w ślepą furię chcąc się nawzajem powybijać.
[Yorri i Gotfryd wydają się powoli uspokajać.]
[Gotfryd] [po chwili] Musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Nie chcę spędzić w tym dziwnym miejscu ani minuty dłużej. Zbieramy się… [nagle jakby coś sobie przypomniał] Moment, a gdzie jest Kuba?
[Bohaterowie odwracają się za siebie, aby ujrzeć swego towarzysza, który stoi w pewnej odległości od nich. Halfling nieprzytomnym wzrokiem patrzy na swój plecak, który postawił wcześniej na podłodze.]
[Gotfryd] Kuba! Chodź, musimy się stąd wydostać. Tu jest niebezpiecznie.
[Yorri] [ironicznie] Ta mały, rusz się, bo jeszcze Gotfryd sobie przypomni, jak to kiedyś jego przodkowie zamknęli twoich przodków w obozie koncentracyjnym i wpadnie na pomysł żeby wybudować ci tu mały barak, albo co…
[Gotfryd] [znowu poirytowany] Jasna cholera kurduplu, nie zaczynaj! Nie mogę odpowiadać za to, że tysiąc lat temu mieszkańcy Imperium postanowili odgrodzić halflingi dla obopólnego dobra ras!
[Yorri] Tak, tak, ja wiem…. Sigmar mit Uns! Czystość rasy über alles!
[Lithaniel] [zdenerwowanym głosem] Przestańcie! Szlag, to miejsce nas wykończy. Kuba! Idziemy! Nie marudź i chodź tutaj, bo się pozabijamy.
[Gotfryd] [do Yorriego] Przynajmniej zielonoskórzy nie wyrżnęli nas w pień nad Czarną Wodą!
[Yorri] Gdyby nie nasi tchórzliwi ludzcy sojusznicy, jedyna zieleń w lasach, to byłaby ta na drzewach!
[Kuba natomiast nie rusza się z miejsca. Po chwili jednak jego twarz wykrzywia przeraźliwy, opętańczy uśmiech. Niziołek sięga do plecaka i wyjmuje z niego dziwne urządzenie. Są to stalowe szpony, które nakłada się na dłonie, aby służyły jako broń.]
[Lithaniel] Kuba do cholery, co to jest?!
[Kuba] [śmiejąc się demonicznie] Czas sądu robaczki… czas zapłacić za swe grzechy!
[Yorri i Gotfryd przestają się kłócić i z przerażeniem obserwują zbliżającego się halflinga. Elf, człowiek i krasnolud zaczynają powoli cofać się. Kuba natomiast konsekwentnie zbliża się, wciąż szaleńczo uśmiechnięty i uderza raz po raz szponami o siebie. Przerażona drużyna zaczyna uciekać, natomiast niziołek rusza w pościg. Ze ściany pod obserwowanym uprzednio obrazem wychodzi Wilhelm. Demon zakłada ręce i patrzy w kierunku odbiegających bohaterów.]
[Wilhelm] [kiwając głową] Jakie na tym korytarzu czasem dziwne rzeczy się dzieją… [w stronę widowni] Cóż, ruszajmy za nimi, zapowiada się ciekawie.
[Demon spokojnym krokiem rusza śladami drużyny.]