[Gotfryd] [niemrawym głosem] Jesteście pewni, że chcecie to zrobić?
[Lithaniel, Yorri] [potakując] Ehe.
[Gotfryd] Może dałoby się go jeszcze wyleczyć?
[Lithaniel, Yorri] [kiwając głowami] E-e.
[Lithaniel] No dobra, dajemy… na cztery. Uwaga… Trzy…
[W tym momencie na scenę, spacerowym krokiem, wkracza Wilhelm wymachując starą, zdobioną, kitajską parasolką. Chodzi chwilę po gościńcu, wybiera jakieś miejsce, przystaje. Następnie zastanawia się chwilę, robi dwa kroki w bok, potakuje z satysfakcją i pomimo słonecznej pogody otwiera parasolkę.]
[Lithaniel] [przerywając odliczanie, do Wilhelma] … a tobie co?
[W tym momencie, spodziewający się słowa „cztery”, krasnolud robi wymach nieprzytomnym Kubą. Z powodu braku wsparcia ze strony kolegi traci jednak równowagę i sam wpada do studni. Słychać chlupnięcie.]
[Lithaniel] [patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał krasnolud] Yorri? [podchodzi do studni i zagląda do środka] Yorri, imbecylu, czegoś tam wskoczył?
[Yorri] [zachłystując się wodą] Cholerny… wąskodupny… bezużyteczny… drzewołaz!
[Lithaniel] Nie ekscytuj się tak, zaraz cię…
[W tym jednak momencie cały dziedziniec zaczyna drżeć, Wilhelm natomiast mocniej chwyta się parasolki. Po paru sekundach ze studni wytryskuje potężny strumień wody, unoszący Yorriego wysoko. Następnie strumień wody uderza o dziedziniec i formuje się na kształt humanoidalnej istoty. Krasnolud zaś z impetem wita plecami bruk. Wszystkich dookoła oblewa przy tej okazji spora ilość wody.]
[Yorri] [zduszonym głosem] Yh…
[Lithaniel] Co do…?
[Gotfryd] Żywiołak!
[Wilhelm] [kiwając głową] Mama nie uczyła, że nie pływa się w studni?
[Lithaniel odskakuje przerażony. Widząc to Gotfryd mamrocze magiczną formułę… w tym momencie żywiołak „robi wielkie oczy” i momentalnie rozpływa się, a woda powoli powraca do studni.]
[Wilhelm] [otworzywszy szeroko usta] E, że co?
[Demon podchodzi do studni i z niedowierzaniem patrzy na taflę jej wody.]
[Wilhelm] [w kierunku wnętrza studni] Ej! Wracaj tu! Narobisz wstydu wszystkim zjawiskom paranormalnym na świecie! [po chwili kierując swe kroki w kierunku Gotfryda] Coś ty mu zrobił?!
[Gotfryd] [z satysfakcją, obserwując paznokcie] A taki tam czar: „Odesłanie żywiołaka”.
[Wilhelm] Co?! Ty piętnaście razy rzucałeś „Uśpienie”, zanim ci wyszło! Chcesz mi wmówić, że tak skomplikowany i wysokopoziomowy czar wyszedł ci za pierwszym razem?!
[Gotfryd] [z wyrzutem] Mówiłem, że magia prosta zawsze się chrzani!
[Lithaniel] [odsuwając z zadowoleniem zaskoczonego Wilhelma] Gucio, przyjacielu! Chyba jednak niesłusznie w ciebie zwątpiłem!
[Gotfryd] [z wyższością w głosie] Przeproś…
[Lithaniel] Co takiego?
[Gotfryd] Ty i kurdupel… Jeśli chcecie, żebym wciąż wam pomagał musicie mnie przeprosić
[Lithaniel] [przez zęby] Dobra, dobra… [szeptem] przepraszam…
[Gotfryd] Nie słyszę.
[Lithaniel] Powiedziałem, że przepraszam! Kurdupel też przeprosi, ale chyba pękł mu kręgosłup, więc najpierw trza go załatać.
[Gotfryd] [zadowolony, zakasując rękawy] Zajmę się tym.
[Wilhelm z wściekłością jeszcze raz podchodzi do studni.]
[Wilhelm] Wyłaź z powrotem i walcz z nimi! Słyszysz?!
[Wilhelma uderza wiązka wody.]
[Wilhelm] [demonicznym szeptem] Zakopię ci tę cholerną norę… [po czym unika kolejnego strzału wody z głębi studni.]
[Demon odchodzi wściekły kilka kroków.]
[Wilhelm] [do siebie] No i jak mam ich teraz tu zatrzymać?
[Lithaniel] [podchwyciwszy Wilhelma elfim słuchem] Nie martw się, sługusie. Skoro Gotfryd okazał się jednak nie być ostatnią fajtłapą, gdy tylko posklejamy małego i zakopiemy mniejszego, ruszamy w głąb Zamku.
[Wilhelm] [ciszej do siebie] Ignorancja, to jednak zbawienie…
[Gotfryd] [rozglądając się po pustym dziedzińcu] Swoją drogą… Gdzie się podział Kuba?