Akt 3

Scena 11: Zjawy, zwiady i zwady

onownie jesteśmy w Zbrojowni. Na podłodze leży martwy Yorii. Lithaniel stoi zgięty w pół i dyszy ciężko ocierając łzy po niedawnym napadzie śmiechu. Gotfryd rozgląda się po pomieszczeniu.]

[Gotfryd] [do Lithaniela] Skończyłeś już? Nie widzę tu innego wyjścia, będziemy musieli wrócić tą drogą, którą przyszliśmy.

[Lithaniel] [prostując się, z westchnieniem] Ok, ok, już jestem. [podchodząc do Gotfryda] Dobra, chodźmy i tak boję się tutaj dotykać jakiejkolwiek broni [wskazując martwego krasnoluda]  żeby nie skończyć jak ten tam.

[W tym momencie z ciała Yorriego unosi się jego duch. Jego półprzezroczysta eteryczna forma ma wygląd dokładnie taki sam, jak jeszcze ciepłe jego zwłoki. Widząc to Gotfryd zamiera w przerażeniu i mocniej ściska swój kostur. Lithaniel wydaje się jednak nie być poruszony widokiem zjawy.]

[Lithaniel] [do Gotfryda] Ja wiem, że to powinno wywoływać strach i takie tam, ale po tym co przeszliśmy w tym Zamku, to serio, należało się tego spodziewać. [pokazując ducha Yorriego] Masz coś, żeby go odesłać?

[Duch Yorriego] [lekko zawodząc] Ej! Sam się odeślij, palancie [zdziwiony swoim głosem] Ej, czemu gadam echem?!

[Lithaniel] Może są zakłócenia z zaświatów? [po chwili] To co, nie będziesz nas atakować?

[Duch Yorriego] [zaskoczony pytaniem] Nie wiem… a powinienem?

[Lithaniel] No to chyba ty już powinieneś wiedzieć, co?

[Duch Yorriego] [z poirytowaniem] Niby skąd?! Nie dostałem żadnej instrukcji i nie było jeszcze szkolenia DHP.

[Lithaniel] „DHP”?

[Gotfryd] [uspokajając się i poprawiając okulary na nosie] „Duchowość i Higiena Przyzywania”. [do ducha Yorriego] W takim razie, skoro nie jesteś do nas z natury uprzedzony, może zechciałbyś nam pomóc?

[Duch Yorriego podlatuje do jednego z mieczy na stojaku przy ścianie i usiłuje go podnieść, ale ten przenika przez jego eteryczną dłoń.]

[Gotfryd] Nie, nie w ten sposób. Rozumiem, że możesz przenikać przez ściany i inne obiekty? Mógłbyś być naszym zwiadowcą i ostrzegać nas przed niebezpieczeństwami czyhającymi w kolejnych komnatach.

[Lithaniel] Ej! To dobry pomysł. Zobacz może co jest w sąsiednich komnatach. Będziemy wiedzieć gdzie nie iść, żeby nie zmęczyć się przed spotkaniem z Drachem.

[Duch Yorriego] [niepewnie] Hm, no dobra, mogę spróbować.

[Eteryczny krasnolud podlatuje do jednej ze ścian i powoli przytyka do niej dłoń, po czym ostrożnie sięga dalej. Ręka ducha Yorriego rzeczywiście przenika przez mur.]

[Duch Yorriego] Ej, to działa! Brr… ale zimne, nieprzyjemne uczucie.

[Lithaniel] Nie mazgaj się, jesteś duchem, nie banshee. Właź w ścianę i nie marudź.

[Krasnolud znika w ścianie. Szybko jednak wraca. Wydaje się być bledszy niż poprzednio.]

[Duch Yorriego] [z wytrzeszczonymi oczami] No. Tam to nie chcecie na pewno iść.

[Lithaniel] Ej, co tam jest takiego, co wystraszy nawet ducha?

[Duch Yorriego] [kiwając głową] Nie pytaj.

[Gotfryd] No dobrze, to też jakaś informacja. Spróbujmy może w takim razie z drugą ścianą?

[Duch Yorriego podlatuje niechętnie do przeciwległej ściany. Chwilę się waha, po czym szybkim ruchem przenika przez mur. Zapada cisza. Dłuższą chwilę nic się nie dzieje. Elf i człowiek patrzą po sobie zaniepokojeni.]

[Lithaniel] Ej, czemu on nie wraca?

[Gotfryd] [niepewnie] Mam nadzieję, że…

[Nagle ze ściany wyłania się głowa ducha Yorriego, ale wydaje się jakby coś trzymało resztę jego eterycznej egzystencji po drugiej stronie i nie chciało puścić.]

[Duch Yorriego] [z przeraźliwym wrzaskiem] Aaa!!! Na pomoc! Mordują!

[Lithaniel] [unosząc brew, do Gotfryda] Ej, to chyba nie jest technicznie możliwe, co?

[Gotfryd] [zamyślony] Cóż…

[Duch Yorriego] [nadal wrzeszcząc] Pomocy, palanty! Nie czas na pogaduchy!

[Lithaniel] Ale co my mamy zrobić? Rzucić ci eteryczną linę, czy co?

[W tym momencie Gotfryd mamrocze magiczną formułę i staje w pozycji, jakby faktycznie trzymał w dłoniach niewidzialną linę.]

[Gotfryd] [do Lithaniela] Może byś pomógł?

[Lithaniel] [zaskoczony] E… jasne.

[Elf staje za człowiekiem i chwyta go oburącz, pomagając magowi ciągnąć. Szarpią się chwilę, po czym Yorri wpada do pomieszczenia, ale siła impetu powoduje, że przelatuje nad Gotrfydem i Lithanielem, którzy upadli na podłogę i znika w kolejnej ścianie pomieszczenia. Szybko jednak wraca z wrzaskiem i przerażeniem również stamtąd.]

[Duch Yorriego] [eterycznie sapiąc] Dosyć! Nigdzie więcej nie idę! Porąbało ich w tym Zamku! Moja rada, zostańcie tutaj i zdechnijcie z głodu, tak będzie najbezpieczniej!

[Lithaniel] [wstając z podłogi] No dobra, skoro po raz kolejny okazałeś się kompletnie bezużyteczny [kierując się do drzwi wyjściowych] To pa. Miłej wieczności i takie tam.

[Duch Yorriego] Ej! Nie możecie mnie tu zostawić!

[Lithaniel] [przystając] A co mamy zrobić? Przecież nie będziemy się szlajać z jakimś boi-duchem.

[Duch Yorriego] Ej, uważaj, bo…

[Lithaniel] [zaczepnie] Bo co? Przywalisz mi niematerialną pięścią? Przykro mi, ale starcie z tobą, jak widzę, aktualnie grozi najwyżej katarem.

[Duch Yorriego] [do Gotfryda, rozpaczliwie] Gucio, no weź mnie nie zostawiaj jak ta długoucha łajza. Wymyśl coś, no.

[Gotfryd] Hm… Nie wiem, może spróbujemy się pomodlić?

[Lithaniel] O nie! Żadnych więcej goblinów w kubraczkach i snotlińskich fekaliów!

[Gotfryd] [kiwając głową] Nie, nie tak. Normalnie, do boga śmierci, Morra. W najlepszym przypadku może uda się wmodlić ducha Yorriego z powrotem do jego ciała, a jak nie, to może chociaż uda się go wyzwolić z tego Zamku, żeby nie musiał tu straszyć po wsze czasy.

[Duch Yorriego] Ej, to w sumie niegłupi pomysł.

[Lithaniel] [przewracając oczami] No dooooobra… Tylko szybko [do Gotfryda] i nie zużywaj mi na to żadnej many, będzie potrzebna do dalszych potyczek.

[Wszyscy trzej stają dookoła ciała Yorriego… a raczej dwóch staje, duch Yorriego lewituje.]

[Lithaniel] [niepewnie] I teraz co, łapiemy się za ręce, czy co?

[Gotfryd] Nie wygłupiaj się. [pochylając głowę, z powagą w głosie] Ochroń nas, Panie, przed nieumarłymi; Niechaj zła magia straci swe moce; Niechaj odepchnie moc Twa mrok cały, Ciche, spokojne niech będą noce. Niech nie wykrada dusz z Twych ogrodów; Żaden nekromanta, ni guślarz podły; Chroń nas, o Panie, starych i młodych; Do Ciebie, Morrze, wznosimy modły.

[Zapada cisza, dłuższą chwilę nic się nie dzieje. Zebrani patrzą się po sobie.]

[Lithaniel] I co? Ktoś coś? Bo ja to nic…

[Gotfryd] Ja nic nie czuję…

[Duch Yorriego] Ja też nie.

[Nagle oczy zwłok Yorriego rozbłyskują zielonkawym światłem. Trup krasnoluda ku przerażeniu zebranych wstaje i momentalnie rusza w kierunku wiszącego na ścianie topora, który uprzednio go zabił.]

[Gotfryd] [przerażony] Na Sigmara!

[Lithaniel] [do Gotfryda] Ta, dobra robota, ale chyba zamiast do Morra, dodzwoniłeś się do Nagasha. Sigmara to może też jednak nie wołaj, bo strach pomyśleć kto odpowie. [wskazując zombie-Yorriego] Spal go.

[Duch Yorriego] Nie! Nie pal go! Jak go spalisz, to dla mnie na pewno już nie będzie ratunku!

[Lithaniel] Czy ty przypadkiem nie miałeś szukać śmierci, jako Zabójca Trolli i takie tam? Znalazłeś i co? Przeszło ci nagle?

[Duch Yorriego] To nie jest bohaterska śmierć, leśna łajzo i nie zgrywaj mi tu specjalisty od krasnoludzkich obyczajów. Uciekajcie stąd, ja odwrócę jego uwagę. Zabijcie Drachenfelsa. Może pokonanie go i rozproszenie diabelskiej magii tego Zamku jakoś mi pomoże.

[Elf bez słowa wychodzi z pomieszczenia.]

[Gotfryd] [niepewnie] No nie wiem… Lithaniel, co o tym… [rozglądając się dookoła] Lithaniel?

[Lithaniel] [zza drzwi] Świetny plan! Bezbłędny. Już działam.

[Gotfryd] Ale…

[W tym jednak momencie człowiek musi uniknąć cięcia dzierżonego przez zombie-Yorriego topora. Mag salwuje się ucieczką przez drzwi. Duch Yorriego przelatuje przed twarzą swego zombie-wcielenia. Ożywieniec rusza w pogoń za duchem.]

[Duch Yorriego] [uciekając przed ciosami magicznego topora] Ej! Ale, wrócicie po mnie?!

[Lithaniel] [z oddali] Na sto procent! Już prawie wracam!

[Duch wzdycha ciężko i kontynuuje ucieczkę.]

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments