Akt 3

Scena 12: Cios w plecy i ogórki

edna z odnóg korytarzy w piwnicach zamkowych zakończona dużą naturalną jaskinią. Jest tu pełno głazów, stalagmitów i stalaktytów. W jednej ścianie widoczna jest świeżo wybita dziura. Po środku pomieszczenia banda szczuroludzi składająca się z piętnastu osobników odbywa właśnie naradę wojenną. Zebraniu przewodzi rogaty skaven w szarej szacie z kapturem dzierżący kostur magiczny zwieńczony wielką bryłą spaczenia. Obok szarego proroka przygarbiony kuca skaven w czarnym zakapturzonym płaszczu, trzymający w dłoni pokryty zielonkawym śluzem sztylet. Taki sam sztylet ma przymocowany sznurem do końcówki długiego ogona. Pozostali skaveni to żołnierze w łachmanach z różnego rodzaju pordzewiałymi i wykrzywionymi mieczami i sztyletami. Co poniektórzy dzierżą poniszczone drewniane tarcze.]

[Szary Prorok Kruth] [po skaveńsku, do zebranych] Nadszedł czas próby! Czas sięgnąć po wielkie zwycięstwo ku chwale skaveńskiej rasy, ku chwale Rady Trzynastu! Tej nocy, zajmiemy ten Zamek, a ja zostanę jego Władcą! [wytrzeszczając oczy, zaciskając szponiastą pięść] Zgładzimy obrońców! Pokonamy…

[Mistrz Śmierci Hrygh] [kucając, spod kaptura, szorstkim szeptem] Przecież tu nie ma obrońców. Ten Zamek jest opuszczony.

[Szary Prorok Kruth] [z lekkim poirytowaniem] I właśnie dlatego odniesiemy spektakularne zwycięstwo z minimalną liczbą ofiar po naszej stronie!

[Pozostałe skaveny nieśmiało wiwatują, Mistrz Śmierci Hrygh wydaje z siebie pomruk niezadowolenia. Nagle z korytarza prowadzącego w głąb Zamku słychać głosy naszych awanturników.]

[Gotfryd] [zza sceny] Ale powiem ci, że to już chyba lekka przesada.

[Lithaniel] [coś przeżuwając, lekko mlaszcząc] Mhm, ta… A co takiego?

[W tym momencie w szeregach skavenów wybucha panika. Żołnierze zaczynają biegać dookoła w popłochu, Szary Prorok Kruth mocniej zaciska dłonie na kosturze i przygarbia się. Tylko Mistrz Śmierci Hrygh popisuje się efektownym saltem i ląduje na jednym z głazów, aby przyjąć lepszą pozycję dla wykonania rekonesansu.]

[Skaven Trok] [histerycznie, ale szeptem] Przecież tu miało nikogo nie być! Jesteśmy zgubieni!

[Skaven Rekth] [również szeptem] Nie wiem ilu ich jest, ale na pewno więcej niż nas! Odwrót-odwrót!

[Mistrz Śmierci Hrygh] [wciągając głęboko powietrze nosem wystającym spod kaptura] Człowieki! Ale niewielu! Ukryć się, natychmiast! Szybko-szybko.

[Wszyscy skaveni chwowają się w różnych zakamarkach jaskini. Na scenę wkraczają Gotfryd i Lithaniel. Człowiek dzierży pokaźnych rozmiarów słoik ogórków kiszonych.]

[Gotfryd] [zagryzając ogórkiem, mlaskając] No, wojownicy chaosu na straży ogórków kiszonych? Taki trochę overkill, jak dla mnie.

[Lithaniel] [również przegryzając ogórka] Niby tak, ale w sumie, mnie już tu nic nie zdziwi. [nagle spostrzegłszy dokąd dotarli] No, chyba że jaskinia na końcu korytarza. [przewracając oczami] No nie, znowu ślepy zaułek. Nigdy nie dotrzemy do Drachenfelsa.

[Gotfryd] [pokazując wyłom w skale na końcu jaskini] Chyba jednak nie do końca ślepy.

[Skaven Trok] [szeptem z ukrycia] I co-i co? Ilu ich jest?

[Mistrz Śmierci Hrygh] [również szeptem] Dwóch.

[Szary Prorok Kruth] [zamyślonym szeptem] Hm, to daje im nieznaczną przewagę liczebną. Ja bym nie ryzykował, może sobie pójdą, tak-tak?

[Mistrz Śmierci Hrygh] [pogardliwie] Mówisz, jak prawdziwy władca zamku. Mamy element zaskoczenia. Czas działać-działać.

[Lithaniel] [do Gotfryda] Słyszysz to?

[Gotfryd] Hm?

[Lithaniel] Jakieś piski, syki.

[Gotfryd] [uważnie oglądając słoik z ogórkami] Może słoik przecieka.

[Mistrz Śmierci Hrygh] [z podekscytowaniem] Odkryli nas! [głośno do żołnierzy, przystawiając jednemu zatrute ostrze do gardła] Atak-atak!

[Nagle wszyscy skaveńscy żołnierze wyskakują ze swoich kryjówek i z czerwonymi oczami, rozwartymi paszczami i bronią w gotowości, ruszają na bohaterów. Mistrz Śmierci Hrygh okrąża natomiast człowieka i elfa poruszając się niezauważony w cieniach.]

[Lithaniel] [zakrztusiwszy się ogórkiem] O żesz…

[Gotfryd] [spokojnym głosem] Potrzymaj słoik.

[Człowiek oddaje ogórki elfowi. Zakasuje następnie rękawy i wyciąga przed siebie obie dłonie. Mamrocze magiczną formułę i po chwili przed magiem pojawia się olbrzymia płonąca ściana, która oświetla całe pomieszczenie krwawą czerwienią. Dwa najszybsze skaveny wpadają w ścianę ognia i momentalnie stają w płomieniach. Ich pobratymcy zamierają w pół kroku.]

[Skaven Trok] [histerycznie] Aaa!!! Ogień-ogień! Odwrót! Szybki-szybko!

[Skaveńscy żołnierze rzucają się do ucieczki.]

[Gotfryd] [zakładając ręce, z uśmiechem do Lithaniela] Niczego sobie, co uwa…

[Człowiek jednak nie kończy, a uśmiech znika z jego twarzy, albowiem w jego plecy wbija się z impetem ostrze Mistrza Śmierci Hrygha]

[Mistrz Śmierci Hrygh] Człowiekowy giń-giń!

[Lithaniel w przerażeniu upuszcza słoik ogórków i sięga po broń, ale w tym momencie nad jego głową przelatuje zielony piorun energii wypuszczony przez trzymającego się z tyłu (jak na dowódcę przystało) Szarego Proroka Krutha i uderza z impetem w stojącą obok skałę.

[Szary Prorok Kruth] Elfia istota też giń-giń!

[Gotfryd pada bez ruchu na ziemię, a Lithaniel widząc to rusza biegiem w kierunku korytarza.]

[Mistrz Śmierci Hrygh] [do skaveńskich żołnierzy, którzy widząc nagły zwrot akcji odzyskują hardość ducha] Za leśną łajzą! Atak-atak!

[Następnie skaveńscy żołnierze ruszają ochoczo za elfem widząc, że odzyskali przewagę liczebną. Szary Prorok Kruth staje obok Mistrza Śmierci Hrygha i z aprobatą obserwuje powiększającą się plamę krwi wydobywającą się z pleców Gotfryda.]

[Szary Prorok Kruth] Dobra robota Hrygh. Tak-tak. Dzięki mojej bezbłędnej ocenie sytuacji, geniuszowi dowódczemu i taktyce…

[Szary Prorok nie kończy jednak ponieważ ostrze z ogona Mistrza Śmierci Hrygha przebija mu krtań. Szary prorok pada na ziemię i dusi się własną krwią.]

[Mistrz Śmierci Hrygh] [do konającego Szarego Proroka] Czekałem, aż wreszcie zostaniemy sami. Giń-giń, niekompetentny pajacu. Teraz to ja będę władcą tego zamku. Nazwę go Twierdzą Hrygha! [zacierając szponiaste ręce] Tak-tak.

[W tym czasie, u wejścia do jaskini pojawia się Kuba z ostrzami gotowymi do ataku. Uciekający w tamtym kierunku Lithaniel nie dostrzega jednak swojego byłego kompana, gdyż ogląda się za doganiającymi go skavenami. Elf z impetem wpada na niziołka.]

[Lithaniel] [podnosząc się] O Kuba! [z naciskiem] Świetnie, że cię widzę! Twój kumpel Gotfryd chciał z tobą pogadać. [wskazując wnętrze jaskini] Jest tam! To pa.

[Elf odbiega w kierunku korytarza zostawiając w tyle zdezorientowanego Kubę, ale nie opuszcza jaskini, tylko niepostrzeżenie chowa się za jednym ze stalagmitów.]

[Kuba] [do siebie z opętańczym uśmiechem] Gooootfryyyd. Czas zemsty.

[W tym momencie niziołek spostrzega grupę skavenów, która goniła Lithaniela. Szczuroludzie na widok halflinga zatrzymują się przezornie przyjmują przygarbioną postawę obronną.]

[Skaven Rekth] [do pozostałych, po skaveńsku] Co teraz? Atak-atak, czy w nogi- w nogi?

[Skaven Trok] [wiercąc się w miejscu] To tylko pół-dupel, pół-dupel niegroźny. Pół-dupel robi jeść.

[Skaven Rekth] Zabić pół-dupel! Zabić-zabić!

[Twarz Kuby wykrzywia się w krwawym uśmiechu. Niziołek zderza o siebie swoje szpony, krzesząc iskry.]

[Kuba] No chodźcie, robaczki. Pobawimy się.

[Następnie dochodzi do krwawej jatki. Kuba bez problemu, w zapamiętałym szale, rozczłonkowuje poszczególnych skavenów. Czarna krew tryska na wszystkie strony. Gdy skaveni rzucają się do odwrotu, jest już za późno. Kuba dopada każdego z uciekających i po kolei sieka na miazgę.]

[Mistrz Śmierci Hrygh] [obserwując rzeź, którą urządza skavenom Kuba, machając ogonem] Czas na taktyczny odwrót, tak-tak. Twierdza Hrygha będzie musiała poczekać.

[Mistrz Śmierci znika w otworze w jaskini, którym wcześniej przybył wraz ze swymi pobratymcami. Po skończonej masakrze, Kuba podchodzi do leżącego twarzą do ziemi z nożem wbitym w plecy Gotfryda. Następnie niziołek wydaje z siebie ryk niezadowolenia i rusza z powrotem w kierunku korytarza.]

[Kuba] [donośnie] Lithaniel! Twoja kolej zdradliwa leśna mendo!

[Kuba wybiega z jaskini. Po dłuższej chwili Lithaniel wyłania się zza stalagmitu i ostrożnie mija kałuże czerwonej posoki zmierzając w kierunku leżącego Gotfryda. Następnie klęka nad człowiekiem i sprawdza jego puls.]

[Lithaniel] [do siebie] Ledwie, ale żyje.

[Nagle wzrok elfa pada na kostur leżący przy zwłokach Szarego Proroka.]

[Lithaniel] Hm…

[Elf sięga, aby złapać bryłę spaczenia, która wieńczy kostur skavena, ale cofa rękę, jakby się oparzył.]

[Lithaniel] Ała… Ale dziwne uczucie, jakbym się rozpadał.

[Elf chwyta kostur za trzonek.]

[Lithaniel] [nadal do siebie] Zobaczmy… [przysuwając spaczeń na końcu kostura do Gotfryda] Taś, taś, spaczeń dla maga?

[Nic się nie dzieje.]

[Lithaniel] Szlag.

[Nagle dłoń człowieka chwyta bryłę spaczenia. Kamień zaczyna emanować zielonkawym blaskiem. Rana w plecach Gotfryda zasklepia się, a człowiek wyrywa kamień ze skaveńskiej broni. Gotfryd powoli wstaje trzymając nadal pulsującą energią bryłę spaczenia w dłoni.]

[Gotfryd] [rezonującym głosem, ekstatycznie] O tak… Tym jest prawdziwa moc…

[Lithaniel] [lekko przytłoczony tym co się dzieje z jego przyjacielem] E… ok, dobrze, że czujesz się lepiej…

[W tym momencie człowiek wpakowuje bryłę spaczenia do ust i zachłannie ją połyka. Następnie odchyla głowę do tyłu i zieje zielonym ogniem, który osmala sklepienie jaskini.]

[Gotfryd] [demonicznie, ze świecącymi na zielono oczami] Jestem gotowy na spotkanie z Drachenfelsem.

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments