[Wilhelm] Witam… Witam w Zamku Drachenfels! Pozwólcie Szanowni Państwo, że się przedstawię. Nazywam się Irdu’Apeap’Aaree’Thlo Eeoz’Zammiidup Pdegzydh lub w skrócie Wilhelm. Będę Waszym przewodnikiem po tym jakże malowniczym [westchnienie] przybytku tej strony Otchłani. Wszystko, co rozpościera się przed Wami w całym swym majestacie: [wskazuje szponiastym palcem poszczególne wymieniane pozycje, a jego głos w miarę wymieniania unosi się coraz bardziej] wymarła stajnia z powozem widmo, wyschnięta od stuleci studnia, upiorny budynek główny, podejrzanie wyglądające baszty oraz niepowtarzalny… martwy osioł(!), stanowią własność Jego Ekscelencji Hrabiego Konstanta Drachenfelsa [W tle nagle zaczyna grać wstęp „O Fortuna” Carla Orffa, po czym równie nagle milknie], Wielkiego Czarnoksiężnika, pana okolicznych włości od tysięcy lat. Podziwiajcie więc i posłuchajcie radosnych opowieści, które skrywają te równie radosne, wiekowe mury!
[Nagle w wysokim oknie na piętrze głównego budynku pojawia się postać. Wysoki, dostojny mężczyzna o wyniosłym, nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniu. Ubrany jest w znakomitej jakości szaty szlachcica, na których ma założony zdobiony płaszcz. Przemawia w kierunku Wilhelma gromkim, władczym głosem, na co sługa natychmiast odwraca się w jego kierunku i lekko przygarbia się.]
[Konstant Drachenfels] Wilhelm! Leniwy, demoniczny gadzie! Odłóż tę miotłę i biegnij przygotować lochy.
[Wilhelm] Czyżby goście? Poszukiwacze przygód być może? Czy przygotować mniejsze dyby dla niziołka?
[Konstant Drachenfels] Ogry zeżarły niziołków. Daj spokój z dybami. Wyprowadź lepiej, zanim przyjdą, Pikusia na spacer. [dodając po chwili] I zgub te rogi, awanturników nastraszysz.
[Wilhelm] [oburzony] Ale jak, „zgub rogi”? Przyklejane przecież nie są.
[Konstant Drahchenfels] [chłodno] Zgub te rogi, bo jak cię strzelę, to same odpadną.
[Wilhelm] [przewróciwszy ostentacyjnie oczami, łapiąc się za głowę, z wysiłkiem] Dobrze… spróbuję.
[Sługa zamyka oczy i ewidentnie wysila się. Po chwili jego rogi powoli chowają się w czaszce, czemu towarzyszy delikatne chrupnięcie.]
[Wilhelm] [z wyrzutem] Ała! To się skończy migreną.
[Konstant Drachenfels odchodzi od okna.]
[Wilhelm] [poprawiając się, odchrząknąwszy] Szanowni widzowie wybaczą, więc… Pan każe, sługa musi, jak mawiają. Proszę jednak zostać i oglądać, jeszcze nigdy nie było nudno, gdy do zamku zawitali poszukiwacze przygód. [Ciche westchnienie] “Wyprowadź Pikusia”, mówi…
[Powolnym krokiem, leniwie, Wilhelm zmierza w kierunku ściany zamku, która w dziwny sposób wydaje się falować, natomiast jakby z jej wnętrza wystawał koniec łańcucha, którego ogniwo jest wielkości ludzkiego torsu. Idąc sługa mamrocze do siebie.]
[Wilhelm] W normalnych zamkach… w normalnych zamkach, u normalnych panów, normalni służący wyprowadzają normalne zwierzęta. Ot, pan u którego służy mój kuzyn ma hodowlę chartów. Hrabina z landu nieopodal jest zaś miłośniczką kotów. Graf zza miedzy wielbi sokoły. Nie, ale oczywiście, ja nie mogę mieć tak łatwo. [Odwraca się w kierunku widowni i lekko westchnąwszy kiwa nieznacznie głową] No sami powiedzcie, kto, na wszystkich mrocznych bogów, używa wielkiego demona za psa?! [Z wysiłkiem podnosi koniec łańcucha i zaczyna ciągnąć za jego koniec] Dobra Pikuś… Spacerek! Wyłaź paskudo ze spaczprzejścia! No dalej!
Uwielbiam! Po latach czyta się jeszcze lepiej. Gratulacje!:D
Dzięki i gratuluję pierwszego komentarza na nowej stronie! 🙂
Jak zawsze fenomenalne 😀
Dzięki i witam na nowej stronie 🙂