Akt 1

Scena 1: Był sobie Zamek

amek, gdzieś wysoko w górach. Jego podniszczone, szponiaste z wyglądu, baszty pną się wysoko ku niebu. Jego złowroga, niepokojąca, sylwetka wygląda jak mroczne piętno na tle raczej spokojnego górskiego krajobrazu. Niedaleko zamku przepaść. Niewielka, ledwo uczęszczana dróżka prowadzi do bramy, której jedno skrzydło, wyraźnie nadgryzione zębem czasu, jest lekko odchylone. Wieje delikatny jesienny wiatr, niebo jest zachmurzone. Na dziedzińcu zamkowym tuż przed głównym budynkiem krząta się postać. Ubrana jest w elegancki stój majordomusa z „dawnych czasów”. Lekko przykurzone wysokie buty, lekko przytarta karmazynowa szarfa, włosy upięte w kitek, związane czarną wstążką… spiczaste uszy, niewielkie ostre rogi, szpony i przenikliwe demoniczne oczy. Dzierży miotłę i z miną kogoś bardzo pokrzywdzonego powoli przerzuca kurz z jednego miejsca na drugie. Nieopodal rozkłada się trup osła. Po chwili postać ociera nieistniejący pot z czoła, prostuje się i jak gdyby nagle spostrzegłszy widza, odwraca się w jego stronę i patrzy znudzonym wzrokiem. Wzdycha i jakby od niechcenia nieznacznie kłania się.]

[Wilhelm] Witam… Witam w Zamku Drachenfels! Pozwólcie Szanowni Państwo, że się przedstawię. Nazywam się Irdu’Apeap’Aaree’Thlo Eeoz’Zammiidup Pdegzydh lub w skrócie Wilhelm. Będę Waszym przewodnikiem po tym jakże malowniczym [westchnienie] przybytku tej strony Otchłani. Wszystko, co rozpościera się przed Wami w całym swym majestacie: [wskazuje szponiastym palcem poszczególne wymieniane pozycje, a jego głos w miarę wymieniania unosi się coraz bardziej] wymarła stajnia z powozem widmo, wyschnięta od stuleci studnia, upiorny budynek główny, podejrzanie wyglądające baszty oraz niepowtarzalny… martwy osioł(!), stanowią własność Jego Ekscelencji Hrabiego Konstanta Drachenfelsa [W tle nagle zaczyna grać wstęp „O Fortuna” Carla Orffa, po czym równie nagle milknie], Wielkiego Czarnoksiężnika, pana okolicznych włości od tysięcy lat. Podziwiajcie więc i posłuchajcie radosnych opowieści, które skrywają te równie radosne, wiekowe mury!

[Nagle w wysokim oknie na piętrze głównego budynku pojawia się postać. Wysoki, dostojny mężczyzna o wyniosłym, nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniu. Ubrany jest w znakomitej jakości szaty szlachcica, na których ma założony zdobiony płaszcz. Przemawia w kierunku Wilhelma gromkim, władczym głosem, na co sługa natychmiast odwraca się w jego kierunku i lekko przygarbia się.]

[Konstant Drachenfels] Wilhelm! Leniwy, demoniczny gadzie! Odłóż tę miotłę i biegnij przygotować lochy.
[Wilhelm] Czyżby goście? Poszukiwacze przygód być może? Czy przygotować mniejsze dyby dla niziołka?
[Konstant Drachenfels] Ogry zeżarły niziołków. Daj spokój z dybami. Wyprowadź lepiej, zanim przyjdą, Pikusia na spacer. [dodając po chwili] I zgub te rogi, awanturników nastraszysz.
[Wilhelm] [oburzony] Ale jak, „zgub rogi”? Przyklejane przecież nie są.

[Konstant Drahchenfels] [chłodno] Zgub te rogi, bo jak cię strzelę, to same odpadną.
[Wilhelm] [przewróciwszy ostentacyjnie oczami, łapiąc się za głowę, z wysiłkiem] Dobrze… spróbuję.

[Sługa zamyka oczy i ewidentnie wysila się. Po chwili jego rogi powoli chowają się w czaszce, czemu towarzyszy delikatne chrupnięcie.]

[Wilhelm] [z wyrzutem] Ała! To się skończy migreną.

[Konstant Drachenfels odchodzi od okna.]

[Wilhelm] [poprawiając się, odchrząknąwszy] Szanowni widzowie wybaczą, więc… Pan każe, sługa musi, jak mawiają. Proszę jednak zostać i oglądać, jeszcze nigdy nie było nudno, gdy do zamku zawitali poszukiwacze przygód. [Ciche westchnienie] “Wyprowadź Pikusia”, mówi…

[Powolnym krokiem, leniwie, Wilhelm zmierza w kierunku ściany zamku, która w dziwny sposób wydaje się falować, natomiast jakby z jej wnętrza wystawał koniec łańcucha, którego ogniwo jest wielkości ludzkiego torsu. Idąc sługa mamrocze do siebie.]

[Wilhelm] W normalnych zamkach… w normalnych zamkach, u normalnych panów, normalni służący wyprowadzają normalne zwierzęta. Ot, pan u którego służy mój kuzyn ma hodowlę chartów. Hrabina z landu nieopodal jest zaś miłośniczką kotów. Graf zza miedzy wielbi sokoły. Nie, ale oczywiście, ja nie mogę mieć tak łatwo. [Odwraca się w kierunku widowni i lekko westchnąwszy kiwa nieznacznie głową] No sami powiedzcie, kto, na wszystkich mrocznych bogów, używa wielkiego demona za psa?! [Z wysiłkiem podnosi koniec łańcucha i zaczyna ciągnąć za jego koniec] Dobra Pikuś… Spacerek! Wyłaź paskudo ze spaczprzejścia! No dalej!

 

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
Samsara
Samsara
2 lat temu

Uwielbiam! Po latach czyta się jeszcze lepiej. Gratulacje!:D

Likh
Admin
Likh(@krzysztof)
2 lat temu
Reply to  Samsara

Dzięki i gratuluję pierwszego komentarza na nowej stronie! 🙂

Vanti
Vanti
2 lat temu

Jak zawsze fenomenalne 😀

Likh
Admin
Likh(@krzysztof)
2 lat temu
Reply to  Vanti

Dzięki i witam na nowej stronie 🙂