[Wilhelm] [gromkim głosem] Żądam rozmowy z dowódcą!
[W szeregach imperialnych słychać poruszenie. Po jakimś czasie przed pierwsze szeregi występuje inkwizytor Brat Albert. Staje on naprzeciw Wilhelma.]
[Brat Albert] [również grzmiąco] Ja tu dowodzę z ramienia Imperatora i Hrabiego Elektora! [po chwili] Czego?!
[Wilhelm rzuca w człowieka trzymaną książką. Brat Albert podnosi tomisko i otrzepuje je z piasku.]
[Brat Albert] [czytając na głos tytuł książki] „Prawo Imperium”. [do Wilhelma] O co ci chodzi?
[Wilhelm] [wskazując dłonią teatralnie Zamek] Twierdzisz, że to miejsce jest siedliskiem demonów?
[Brat Albert] [zakładając ręce] Zaiste!
[Wilhelm] [również zakładając ręce] A ja twierdzę żeś łgarz, swołocz, cham, prostak, bękart, dewiant seksualny, a twoja matka ubiera cię śmiesznie!
[Brat Albert] [z przejęciem] Kłamca!
[Wilhelm] Sąd boży!
[Brat Albert] Co takiego?!
[Wilhelm] [z uśmiechem] Słyszałeś. Sąd boży. Pojedynek, ty i ja. Jeśli mówisz prawdę, bogowie cię obronią, gdyż będą po twojej stronie… Lecz jeśli łżesz, tak jak twierdzę ja, to bogowie mnie przyznają słuszność, ty polegniesz, a twój następca w bojaźni bożej odeśle wojska.
[Brat Albert] [wertując pospiesznie książkę] No ja nie wiem…
[Wilhelm] Strona dwudziesta siódma… misiu.
[Brat Albert chwilę czyta. Po czym uśmiecha się.]
[Brat Albert] [z błyskiem w oku] Dobrze, niech tak będzie.
[Wilhelm] [zbliżając się do inkwizytora] Świetnie, miejmy to za sobą.
[Brat Albert] [odpychając Wilhelma, wertując książkę] Czekaj, czekaj… Tu jest napisane, że przysługuje mi prawo do szampierza. [dalej wertując] A tak w ogóle, to raczej nie masz tytułu szlacheckiego, prawda?
[Wilhelm] [zaskoczony] E, no nie mam.
[Brat Albert] Znakomicie, więc ja jako szlachcic… A właściwie mój szampierz, będzie walczył mieczem, a ty jako chłop, odpowiednio do swego stanu: kijem.
[Wilhelm] [zdenerwowany] Pokaż tę książkę!…
[Wilhelm odbiera inkwizytorowi książkę i czyta.]
[Wilhelm] Szlag… Było doczytać całość… [do Brata Alberta] Dobra, dawaj tego swojego ochroniarza.
[Brat Albert] [z zadowoleniem] Hugo!
[Znowu słychać poruszenie w szeregach imperialnych. Po jakimś czasie pojawia się Hugo. Góruje nad resztą, wzrostem przypominając bardziej ogra niż człowieka. Ma na sobie pełną zbroję płytową, jednak bez hełmu. W dłoniach trzyma olbrzymi miecz. Albert pstryka palcami. Jakiś giermek z tłumu wręcza Wilhelmowi kij.]
[Brat Albert] [odsuwając się] Myślę, że możemy zaczynać. Niech wygra ten, [z chichotem] kto mówi prawdę.
[Hugo z okrzykiem rusza na Wilhelma. Ten patrzy na Hugo, patrzy na swój kij, ponownie na przeciwnika. Kiedy człowiek jest już prawie przy nim, demon łamie w dłoniach kij na pół i powstałymi w ten sposób ostrymi końcówkami, godzi przeciwnika w oczy i wpycha kawałki kija głęboko w głąb mózgu ofiary. Hugo momentalnie pada martwy.]
[Wszyscy] …
[Wilhelm prostuje się, poprawia koronkowe mankiety, obrzuca zebranych lodowatym spojrzeniem.]
[Wilhelm] Jak widać, Sigmar jest po mojej stronie…
[W tym momencie słychać, jak bezchmurne niebo grzmi.]
[Wilhelm] [demonicznym głosem] A teraz won z mojego podwórka, hołoto!
[Demon patrzy jak zmartwieni dowódcy wydają rozkazy do zwijania obozowisk i odwrotu. Opiera się o bramę i z zadowoleniem odprowadza ich wzrokiem.]
[Wilhelm] Tak, tak łajzy, raz, raz… Sigmar tak chciał!
[W tym momencie z bezchmurnego nieba uderza w demona piorun. Wilhelm pada na ziemię jak… rażony piorunem.]
[Wilhelm] [dymiąc] Szlag… Musiałem, po prostu musiałem, przegiąć pałę…
[Brat Albert] [wskazując Wilhelma] Patrzcie! To znak z niebios! Bić niewiernego!
[Wilhelm pośpiesznie zbiera się z ziemi i czym prędzej ucieka do Zamku. Brama za nim zatrzaskuje się.]