Akt 3

Scena 10: Mroczna tajemnica Zabójcy Trolli

brojownia. Pomieszczenie nie tak obszerne, jak można by się tego spodziewać po tym Zamku. Niemniej jednak, na ścianach i stojakach można tu znaleźć broń wszelkiej maści: halabardy, glewie, buzdygany, miecze, morgenszterny… nawet proce. Na honorowym miejscu, na środku ściany, wisi olbrzymi, dwuręczny, obosieczny, pokryty runami, starożytny, błogosławiony i w ogóle najlepszy, krasnoludzki topór. W dwóch rogach komnaty stoją zbroje płytowe, po jednej w każdym. Drzwi do zbrojowni są wykonane z okutego drewna i wyglądają na bardzo solidne. W pewnym momencie na zewnątrz słychać wybuch i drzwi wpadają z hukiem do środka. Chwilę za nimi wpada również drużyna, rzecz jasna bez Kuby.]

[Lithaniel] [rozglądając się po pomieszczeniu] No, przynajmniej ta komnata jest tam, gdzie powinna być. [do Gotfryda] A tak przy okazji, ładny „Promień wybuchu” Gotfrydzie.

[Gotfryd] [zadowolony] Dziękuję.

[Yorri przeciera oko, otwiera szeroko usta i wyciąga drżący palec przed siebie wskazując topór.]

[Lithaniel] [zauważywszy topór] Ej, fajne…

[Yorri] [rzuciwszy się w kierunku broni] Moje! Nie rusz! Moje!!!

[Gotfryd] Yorri nie sądzisz, że, zważywszy na ilość run, którymi to coś jest pokryte, powinienem najpierw zbadać, czy nie jest czasem w jakiś sposób przeklęte, czy coś?

[Yorri zdejmuje topór ze ściany i przytula do siebie.]

[Yorri] Moje! [głosem Golluma] Mój… skaaaarb…

[Lithaniel] [poirytowany] Och, proszę cię, bez tej tandety. [do Gotfryda] Niech sobie weźmie, najwyżej się pokaleczy.

[Gotfryd] No nie wiem, ten topór może wywrzeć zły efekt na nas wszystkich, jeśli jest artefaktem chaosu.

[Yorri] [ironicznie] Ha! „Artefaktem chaosu”, dobre sobie. Po prostu chciałbyś położyć na nim swoje chciwe łapy człowiecze…

[Gotfryd] [do siebie, z naciskiem] „Moje”… łapy są chciwe?

[Yorri] Każdy porządny krasnolud…

[Lithaniel] [wtrącając się] Każdy porządny krasnolud wygnany ze swej wioski za jakąś straszną zbrodnię, zmuszony do szukania śmierci, jako zabójca trolli…

[Yorri] [obrażony] Milcz! Każdy krasnolud widzi, że to krasnoludzkie runy, a sam topór to pokaz mistrzostwa najprzedniejszych krasnoludzkich kowali. Nie może, więc być artefaktem chaosu. Nie tylko nim nie jest, ale został tu umieszczony celowo, abym objął go w posiadanie i przy jego pomocy zgładził [z naciskiem] Odwieczne Zło – Konstanta Drachenfelsa!

[Lithaniel] [przewracając oczami] O ja cię pieprzę… Krasnolud mesjaszem narodów! A jego imię czterdzieści cztery i pół!

[Yorri] Śmiej się długouchu, ale sam zobaczysz, że będziesz jeszcze opowiadał swoim małym długouchym, jak to trzęsłeś się ze strachu u boku Yorriego Zabójcy Konstanta Drachenfelsa!

[Lithaniel] [pobłażliwie] Dobrze, dobrze… To może wypróbuj swój topór najpierw na [wskazując zbroje, którym nagle zaświeciły się oczy i uzbroiwszy się w halabardy zaczęły się zbliżać do bohaterów] tych dwóch panach. Może się przecież okazać, co nie byłoby wielkim zaskoczeniem, że jest to magiczny topór tępoty.

[Gotfryd] Nie, nie trzeba, zaraz rozwieję magię, która pobudziła je do życia.

[Yorri] [wyprężywszy klatkę piersiową] Ha! Zostaw, człeczyno! To zadanie dla mnie! Udowodnię długouchemu… Poza tym [przejeżdżając kciukiem po ostrzu topora, zacinając się lekko] topór chce…

[Lecz nie kończy, gdyż pada martwy. Człowiek i elf chwilę stoją osłupiali. Gotfryd otrząsa się jednak szybko, mamrocze formułę magiczną i atakujące zbroje rozpadają się na nieruchome części. Bohaterowie podbiegają do Yorriego. Lithaniel sprawdza puls krasnoluda.]

[Lithaniel] [zaskoczony, do Gotfryda] Ej, on naprawdę nie żyje!

[Gotfryd ostrożnie podnosi topór i wnikliwie mu się przygląda.]

[Gotfryd] Nic dziwnego…

[Lithaniel] ?

[Gotfryd] [wskazując magiczny symbol na toporze] Run śmierci na krasnoludy.

[Lithaniel wybucha histerycznym śmiechem.]

[Lithaniel] [skruszony] E… przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać.

[Gotfryd] [odwieszając topór na ścianę] Nic śmiesznego, mój krwawy towarzyszu. Pozostało nas tylko dwóch.

[Lithaniel] [ozięble] Osobiście uważam, że on i tak tylko zawadzał…

[Gotfryd] …

[Lithaniel] Żałuję tylko, że nie dowiem się, jaką straszną zbrodnię popełnił, że aż musiał zostać zabójcą trolli.

[W tym momencie ze ściany defiladowym krokiem wychodzi Wilhelm.]

[Wilhelm] Ciekawość, to pierwszy stopień do… [z naciskiem] sukcesu, przyjacielu.

[Lithaniel] Spadaj demoniczny palancie. Gotfryd, odeślij go na równinę astralną.

[Wilhelm] [do siebie] Ta, żebyś tylko mógł. [do Gotfryda, z teatralnym przestrachem] Nie! Czekaj! Nie używaj na mnie swej niecnej magii.

[Gotfryd] Niby czemu?

[Wilhelm] [uśmiechając się pod nosem] Jeśli mnie [z naciskiem] oszczędzisz… Pokażę wam, jak Yorri został zabójcą trolli!

[Gotfryd] Nie, myślę że…

[Lithaniel] Czekaj, ja jestem naprawdę ciekaw. Pokaż nam!

[Gotfryd] Ale…

[Lithaniel] Spoko Gucio, najwyżej się go odeśle po pokazie [z groźbą do demona] jeśli nam się nie spodoba.

[Wilhelm] No właśnie! Ależ chytry plan!

[Gotfryd] Jesteś nierozważny Lithanielu.

[Lithaniel] Nie marudź… [do Wilhelma] Do roboty.

[Wilhelm pstryka palcami. Scena obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Scenografia przedstawia teraz jedną z ulic miasteczka w krasnoludzkiej twierdzy. Widownia widzi wnętrza dwóch budynków. Jednym z nich jest szkoła, w niej ławki, w których siedzą małe krasnoludy. Znajduje się tam też tablica i, w tej chwili pusta, katedra nauczyciela. Drugim z widocznych budynków jest zakład golibrody, który zważywszy na krasnoludzkie obyczaje, na natłok klientów nie narzeka. Od lewej na scenę wkracza jakiś krasnoludzki dzieciak. Ma drewniany topór na plecach i procę w kieszeni spodenek, na których przyszyta jest łata w kształcie misia. Dzieciak patrzy w kierunku szkoły, patrzy na słońce i potem ze łzami w oczach ponownie na szkołę.]

[Mały Yorri] [płaczliwym głosem] Och nie! Spóźniłem się do szkoły! Co za wstyd, co za hańba! Moi rodzice już nigdy się do mnie nie odezwą… splamiłem honor rodziny! Pamięć mych przodków, zawsze punktualnych, skazana na wieczne potępienie. Biada mi! [po chwili, wzruszywszy ramionami] No cóż, jest tylko jedna rzecz jaką pozostaje mi zrobić…

[Mały Gotrek] [z okna klasy] Ej, Yorri! Chodź, lekcje jeszcze się nie zaczęły!

[Mały Yorri] [szekspirowsko] Gotrek. Stary, dobry Gotrek. Przyjaciel, nawet w chwili mej hańby. [do Gotreka] Dla mnie już za późno przyjacielu! Nie uniknę hańby. Nigdy cię nie zapomnę! [do siebie] Są takie chwile, gdy krasnolud musi zrobić to, co krasnolud zrobić powinien.

[Mały Yorri kieruje swe kroki do zakładu cyrulika. Wchodzi, grzecznie wita się i zasiada na krześle. Stary golibroda przeciera oczy ze zdumienia.]

[Golibroda] Klient! O bogowie! Klient! [do Yorriego] Słucham pana!

[Mały Yorri] Poproszę mycie głowy, strzyżemy na irokeza z cieniowaniem, a potem farbujemy na pomarańczowo!

[Golibroda] Jeśli mogę zasugerować… fioletowy zamiast pomarańczowego jest ostatnio bardzo modny na północy.

[Mały Yorri] Nie, nie… Popełniłem zbrodnię, o której nikomu, nigdy nie mogę powiedzieć i symbolem tego będzie pomarańczowy czub na mej głowie… [po chwili] Tak robią wszak wszyscy zabójcy trolli!

[Scena w tym momencie ponownie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Oczom widowni ukazuje się ponownie zbrojownia. Litahniel w nagłym ataku śmiechu tarza się po podłodze, a Gotfryd stara się powstrzymać elfa przed zrobieniem sobie krzywdy w tych konwulsjach.]

[Gotfryd] [do Wilhelma z wyrzutem] Ty draniu! Chciałeś go zabić śmiechem!

[Wilhelm] Gdzieżbym… No nic, czas na mnie, miłego plądrowania.

[Demon zadowolony wychodzi, a Lithaniel wciąż kona w ataku śmiechu.]

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments