[Wilhelm] [głosem, w którym słychać nutkę rutyny] Stan posiadania obu panów, tudzież pana i trochę pana, to dziesięć tysięcy dusz, białe żetony po sto, zielone po dwieście pięćdziesiąt, niebieskie po pięćset i żółte po tysiąc. Wejście dwieście, przebicie bez ograniczeń. Gramy [z westchnieniem] aż jedna ze stron zostanie bez żetonów. Zabronione jest używanie jakichkolwiek metod magicznych, telepatycznych itp. mających na celu oszustwo. Pytania?
[Konstant Drachenfels] Możemy zaczynać.
[Slaanesh] [głosem łamiącym się, raz kobiecym, raz męskim] Również jesteśmy gotowi.
[Wilhelm rozdaje po dwie karty, Slaanesh telekinetycznie odgina rogi swoich kart w celu podejrzenia, Konstant czyni to samo dłonią. Następnie Drachenfels rzuca na stół kilka żetonów, Slaanesh rzuca tyle samo, po czym Wilhelm rozdaje trzy następne karty widoczne dla obu graczy. Gracze dosypują trochę żetonów, po czym odkrywają swoje karty. Drachenfels ma dwie pary, Slaanesh tylko parę. Czarnoksiężnik zgarnia pulę.]
[Slaanesh] [kąśliwym tonem] Mamy nadzieję, że twój krupier nie szulerzy, Konstant.
[Wilhelm] [z oczyma spaniela] Ja? Nigdy!
[Konstant Drachenfels] Sugerujesz, że mój sługa jest nieuczciwy?
[Slaanesh] Och, prosimy cię Konstant… Nie macie zbyt chlubnej reputacji.
[Konstant Drachenfels] Perwersyjny bóg chaosu się odezwał. Ty też nie słyniesz z czystości serca i zamiarów.
[Slaanesh] Sugerujemy sprawdzić rękawy Wilhelma, zanim zaczniemy rozgrywkę na dobre.
[Demon, nieomalże, niezauważalnie przełyka ślinę.]
[Konstant Drachenfels] [chłodno] Nikogo nie będziemy sprawdzać.
[Slaanesh] W takim razie my zabieramy nasze żetony i idziemy sobie.
[Konstant Drachenfels] Proszę bardzo… różowa, egzaltowana primadonno.
[Slaanesh] [obrażony] Pff!
[Twarz w lustrze znika. Konstant podrzuca przez chwilę jeden z żetonów.]
[Konstant Drachenfels] Wilhelmie…
[Wilhelm] [niewinnie] Panie?
[Konstant Drachenfels] Podwiń rękawy Wilhelmie.
[Wilhelm] Ale…
[Konstant Drachenfels] Natychmiast.
[Demon podwija rękawy. Na podłogę spada kilka zawieruszonych asów.]
[Wilhelm] O cholera! Musiały podczas tasowania…
[Konstant uderza Wilhelma otwartą ręką w potylicę.]
[Konstant Drachenfels] [z westchnieniem] Weź tu posprzątaj, a ja…
[W tym momencie drzwi do pomieszczenia eksplodują. Drachenfels zachowawszy spokój mamrocze formułę magiczną, lecz pozostaje na miejscu i obserwuje wejście zza tronu, w lustrze.]
[Wilhelm] [szeptem, do widowni] Herr Drachenfels rzucił właśnie na siebie czar „Niewidzialność”.
[Do komnaty pewnym krokiem wkraczają Lithaniel i Gotfryd.]
[Lithaniel] Wchodzenie do wszystkich komnat za pomocą promienia wybuchu może i jest efektowne, ale sugeruję następnym razem chociaż spróbować pociągnąć za klamkę. [spostrzegłszy Wilhelma] O, to znowu ty.
[Wilhelm] Miło, że zapukaliście zanim weszliście do [z dużym naciskiem] sali tronowej Herr Drachenfelsa.
[Lithaniel] O, a więc to tu stary grzyb rezyduje?
[Wilhelm] [z wyraźnym zadowoleniem] Normalnie owszem, aczkolwiek aktualnie Pan jest nieobecny.
[Konstant widząc zbliżającego się Lithaniela, opuszcza tron i staje obok. Elf natomiast zasiada na jego miejscu i kładzie nogi na stole do pokera.]
[Lithaniel] [nonszalancko] To bądź tak dobry i skocz po Konstantego. Mój przyjaciel Gotfryd ma z nim do pogadania.
[Gotfryd] [z niepokojem] Lithaniel…
[Lithaniel] Co tam Gucio?
[Gotfryd] Nie podoba mi się to miejsce. [w tym momencie Konstant staje tuż obok człowieka] Czuję niesamowite wyładowania magiczne.
[Wilhelm] [do siebie] Co ty powiesz?
[Lithaniel] Już się przygotowujesz na zaserwowanie Drachowi jakiegoś promienia lub dwóch?
[Gotfryd] [niepewnie] Nie Lithaniel, to nie ode mnie…
[W tym momencie Drachenfels kładzie dłoń na głowie człowieka, którego twarz wykrzywia się w niemym krzyku. Czarnoksiężnik następnie dosłownie wchodzi w ciało Gotfryda.]
[Lithaniel] Nie wygłupiaj się, nażarłeś się tyle spaczenia, że jak nie od ciebie, to od kogo? [wskazując Wilhelma] Chyba nie od niego? [do Wilhelma] Ja chyba coś powiedziałem? Idź po Dracha!
[Wilhelm] [zakładając ręce] Bo co?
[Gotfryd] [lekko niższym głosem niż normalnie] Bo to…
[W demona uderza czarna wiązka energii, która powoduje, że sługa przez dobrą chwilę wije się po posadzce w konwulsjach.]
[Wilhelm] [skarconym głosem] Yh… To może ja pójdę.
[Demon opuszcza pomieszczenie. Gotfryd siada zaś na stole.]
[Lithaniel] [z aprobatą] Fajne to było. Co to za czar?
[Gotfryd] [z lekkim uśmiechem] „Pocisk zagłady” lub, jak kto woli, „Spaczpromień”.
[Lithaniel] Mhm. [nagle uświadomiwszy sobie coś] Ej, zaraz, czy to nie jest, aby wyklęta…
[Gotfryd] [przerywając mu] O, patrz, Drachenfels przyszedł!
[Gdy elf wstaje z tronu Gotfryd mamrocze szybką inkantację i w drzwiach istotnie pojawia się iluzja Wielkiego Czarnoksiężnika.]
[Lithaniel] [władczo, w kierunku iluzji] O! Znalazła się zguba! Więc to ty jesteś ten postrach wszelkiego, co żywe. [prześmiewczo] Wielki i podstępny… uosobienie zła i tak dalej.
[Iluzja milczy.]
[Lithaniel] Mowę ci odjęło? [po chwili wyczekiwania] Pewnie zastanawiasz się dlaczego sobie z ciebie drwię? [kładąc rękę na ramieniu Gotfryda] Bo mój przyjaciel Gotfryd zaraz wyśle cię do Nibylandii. [do Gotfryda] Mastero…
[Gotfryd] Mam wrażenie, że lepiej będzie, jeśli tobie przypadnie zadać mu cios śmiertelny.
[Lithaniel] [lekko wytrącony z równowagi] E, zaraz, zaraz Gotfryd…
[Gotfryd] [uspokajająco] Nic się nie martw. [mrugnąwszy] Pomogę ci.
[Lithaniel] [wciąż niepewnie, ale wyjmując sztylet] No dobrze. [w kierunku iluzji] Giń Drachenfels!
[Elf już ma ruszyć do ataku, gdy nagle…]
[Gotfryd] [mrocznym tonem] Elfie… Jeszcze jedno.
[Lithaniel] [odwracając się] Tak?
[Gotfryd] [puszczając z dłoni ponownie wiązkę czarnej energii] Zdychaj…
[Elf uderza z impetem o ziemię i ginie w agonii. Gotfryd staje nad zwłokami swego towarzysza, gdy wtem w drzwiach pojawia się Kuba.]
[Kuba] [skrzeczącym głosem] Gotfryd!
[Gotfryd] [podnosząc zdezorientowany wzrok] Hm?
[Kuba] [rzucając się na człowieka] Za obozy! Za honor niziołków! Giń totalitarna świnio!
[Halfling zanurza swe szpony w brzuchu Gotfryda. Z ciała człowieka natychmiast wychodzi zaskoczony Konstant Drachenfels i ze zdziwieniem patrzy jak Kuba rozrywa na strzępy jego niedoszłą ofiarę.]
[Konstant Drachenfels] [obserwując rzeź, spokojnym głosem] Wilhelm.
[Wilhelm] [stając niepewnie w progu] Panie? [po chwili, lekko przestraszony] Pan wybaczy [z naciskiem] wszędzie Pana szukałem, ale nie mogłem nigdzie znaleźć.
[Konstant Drachenfels] [z westchnieniem] Daj miotłę.
[Demon wyjmuje ze ściany miotłę, ostrożnie omija, szerokim łukiem bryzgającego Gotfrydem na wszystkie strony Kubę i podaje ją Konstantowi. Czarnoksiężnik odczekuje aż Kuba skończy, po czym, mamrocze magiczną formułę.]
[Wilhelm] [ponownie szeptem do publiczności] Czar „Ręka młot”.
[Czarnoksiężnik z demoniczną prędkością zaczyna okładać halflinga miotłą. Po chwili tego zabiegu Kuba przeistacza się w kałużę krwi.]
[Konstant Drachenfels] [z niesmakiem] Obrzydlistwo.
[Wilhelm] [równie zniesmaczony] No, brzydziłbym się go dotknąć.
[Konstant Drachenfels] [wręczając demonowi miotłę] To masz problem, bo ty tu posprzątasz.