[Yorri] [zaaferowany] Jasna cholera, jako zabójca trolli szukam śmierci, ale nie z ręki halflinga! Jakby to wyglądało?! To nie jest godna śmierć!
[Gotfryd] [sapiąc] Ej, to tylko mały halfling, weźmy się w garść…
[Lithaniel] Mały, wściekły, opętany, ze szponami na dłoniach halfling Gotfrydzie.
[Yorri] No, ale musimy coś wykombinować, on się wkrótce przebije przez te drzwi.
[Lithaniel] [spokojnie, potakując głową] Masz rację, nie będziemy cię zatrzymywać.
[Yorri] [zaskoczony] Że co?
[Lithaniel] No miło, że zgłaszasz się na ochotnika, żeby tam wyjść i nakopać małemu do dupy.
[Yorri] Ej, ej, ej… Nie ze mną te numery drzewoprzytulaczu.
[Gotfryd] Czekajcie, rozwiążmy to jak dorośli… Zagrajmy w „papier, nożyce, kamień”.
[Yorri] Chyba ci odwaliło, nie mam zamiaru…
[W tym momencie jeden szpon Kuby przebija się na drugą stronę drzwi, co sprawia, że niziołek zwiększa swe wysiłki.]
[Yorri] Dobra! Gramy, nie ma czasu na nic sensowniejszego.
[Cała trójka staje blisko siebie.]
[Gotfryd] Trzy… cztery!
[Lithaniel pokazuje kamień, Gotfryd również, a Yorri nożyce.]
[Yorri] Szlag! Niech bogowie mają mnie w opiece…
[Lithaniel] Ta, ta, niech posadzka lekką ci będzie.
[Gotfryd] Przestań, jak go posieka, to losujemy znowu, który z nas wychodzi, więc lepiej żeby mu się udało.
[Yorri] [z wyrzutem] Dzięki chłopaki, na kolegów, to zawsze można liczyć. Dobra, jedziemy…
[Gotfryd staje przy drzwiach, Lithaniel zaś za Yorrim. Krasnolud dobywa topora i staje w pozycji bojowej. Gotfryd szybkim ruchem otwiera drzwi, Lithaniel zaś wypycha Yorriego, po czym człowiek zatrzaskuje drzwi ponownie.]
[Gotfryd] [opierając się o ścianę] Uf…
[Yorri wpada na Kubę z impetem i obaj przewracają się. Natychmiast jednak podnoszą się, stoją chwilę naprzeciw siebie, po czym Kuba rzuca się na krasnoluda. Wbija mu szpony w podbrzusze i tnie przez twarz wyłupując prawe oko. Yorri wydaje z siebie przeraźliwy wrzask i uderza odruchowo halflinga trzonkiem topora w czoło. Kuba pada na posadzkę zamroczony, natomiast krasnolud zaczyna dobijać się z powrotem do drzwi.]
[Lithaniel] Nie wpuszczaj go! Niech walczy do końca!
[Yorri] Wąskodupcu, urwę ci uszy jak nie otworzysz!!! Otwierać chamy!
[Gotfryd] [niepewnie] Chyba musimy mu otworzyć.
[Lithaniel] Ej, a może da sobie radę?
[Yorri] Aaa, jeśli tu zginę, to cię zamorduje leśna cioto!
[Lithaniel] [potakując] Taaa, na pewno da sobie radę.
[Gotfryd jednak uchyla drzwi, krasnolud wpada do środka, a człowiek z powrotem je zatrzaskuje.]
[Yorri] [chwiejąc się na nogach, wskazując elfa palcem] Jak się z tego wyliżę… zatłukę…
[Lithaniel] [do Gotfryda] Czy on mnie prosi, żebym go dobił?
[Yorri pada twarzą na podłogę.]
[Gotfryd] [zatroskany] Zdejmij te misy z krwią ze stołu, to go na nim położymy i spróbuję… [jakby się ocknął] Misy z krwią?!
[Lithaniel] Z tego wszystkiego chyba zapomnieliśmy zobaczyć, gdzie w ogóle wleźliśmy.
[Bohaterowie z przerażeniem zaczynają rozglądać się po pomieszczeniu.]
[Gotfryd] Mam złe przeczucia. Masz pojęcie, co to za miejsce?
[Lithaniel] [ironicznie] Mam pewną teorię… Myślę, że on nie powinien tu krwawić. [zdejmując misy ze stołu] Trza go załatać jak najszybciej. [chwytając krasnoluda za nogi] Dawaj, bierzemy małego śmierdziela.
[Gotfryd chwyta krasnoluda pod pachy i z trudem pomaga elfowi położyć go na stole. Człowiek ociera rękawem pot z czoła i rozpostarłszy dłonie nad Yorrim zaczyna mamrotać zaklęcia uleczające. Krew przestaje ciec. W międzyczasie ponawiają się dobijania w drzwi. Elf odchodzi od stołu i zaczyna przyglądać się ołtarzowi. W pewnym momencie sięga do znajdującej się pod nim misy i wyciąga z niej długi, zakrzywiony rytualny sztylet.]
[Gotfryd] [dekoncentrując się na moment] Ej, co ty robisz, nie dotykaj tego!
[Lithaniel] [chłodno] Zajmij się swoją robotą, a ja się zajmę swoją.
[W tym momencie Kuba rozszarpuje drzwi na drzazgi i przekracza próg. Krew ścieka po jego czole. Halfling znowu wykrzywia twarz w szaleńczym uśmiechu i rusza w kierunku swych byłych towarzyszy.]
[Lithaniel działa błyskawicznie. Podbiega do stołu, odpycha na bok zaskoczonego Gotfryda, a butem skopuje ze stołu krasnoluda. Gdy niziołek dobiega do elfa, ten z gracją unika ciosów jego szponów i wbija przeciwnikowi rytualny sztylet prosto w serce. Kuba otwiera usta w niemym krzyku. Lithaniel natomiast chwyta go i szybko rzuca na stół. W tym samym momencie świece buchają żywszym ogniem, a mimo to pomieszczenie wydaje się znacznie bardziej mroczne. Krew przelewa się z mis i rozlewa się po podłodze pomieszczenia.]
[Gotfryd] [z przerażeniem] Co się dzieje?! Co ty robisz?!
[Lithaniel] [opętańczo] Milcz, człowiecze!
[Oczy elfa rozbłyskują krwawą czerwienią. Lithaniel chwyta sztylet, mamrocze modlitwę. Następnie godzi ostrzem Kubę w różnych miejscach ciała. Krew płynie strumyczkami po całym stole i podłodze. Leżący na podłodze krasnolud zaczyna się w niej przytapiać, ale z odsieczą przybywa mu Gotfryd. Po jakimś czasie elf kończy rytuał, a halfling nieruchomieje.]
[Lithaniel] [szeptem] Khaela Mensha Khaine.
[Gotfryd] Skończyłeś?
[Lithaniel] [z zadowoleniem] Owszem.
[Gotfryd] Co to było? Co tu się stało? Czemu świeciły ci się oczy?
[Lithaniel] Mamy takie stare elfickie powiedzenie: „Kto pyta, tego rano toczą robaki”.
[Gotfryd] [zdziwiony] Nie znam tego powiedzenia.
[Lithaniel] No to już znasz. Wynośmy się stąd, nic tu po nas.
[Gotfryd] [budząc krasnoluda, do Lithaniela] Nie zostawisz tu tego sztyletu?
[Lithaniel] [z rozbawieniem chowając broń za pas] Nigdy nie wiadomo, który z nas następny oszaleje, prawda?
[Gotfryd] [do siebie, patrząc z niepokojem na elfa] Chyba akurat na to pytanie znam odpowiedź…