Akt 2

Scena 3: Goethe

omnata Skryby. Niewielkie pomieszczenie, w którym znajduje się szafa, na której półkach piętrzą się pożółkłe tomiska i poprzewracane, niechlujnie zwinięte zwoje. Centralną część pokoju zajmuje sporych rozmiarów biurko zarzucone wiekowym sprzętem piśmienniczym i wszelakiej maści pergaminami. Na krześle przy biurku siedzi duch starszego mężczyzny, ubranego w skromne, mieszczańskie szaty, w dłoni zaś dzierży eteryczne pawie pióro. Pod krzesłem walają się kości ziemskiego wcielenia ducha. Przez drzwi z impetem wpada Wilhelm.]

[Wilhelm] [zdyszany] Goethe!

[Goethe] Z każdym dniem i każdą nocą nową; Zaiste, powiadam Ci, że mnie tak zowią.

[Wilhelm] Słuchaj stary wierszokleto. Potrzebuję rady…

[Goethe] Nakarm więc co prędzej me uszy; Aby usta oddały to, co kryje się w duszy.

[Wilhelm] Potraktuję to jako „czego?”. Sprawa ma się następująco, uważaj… Za parę godzin otwiera się w sali balowej wir prowadzący do Otchłani i przybywają zastępy demonów na imprezę. Drachenfels wyjechał, a nad ranem prawdopodobnie rozpocznie się oblężenie zamku. Wiążą się z tym dwie kwestie: Drachenfels, będąc wyjechanym, nie obroni zamku, co jest złe, ale jeśli dowiedziałby się, że w ogóle było oblężenie, to katastrofa. Co byś mi radził?

[W tym jednak momencie do pokoju wchodzi demon. Ma wygląd odrobinę małpoidalny. Jego długie ramiona sięgają do samej ziemi, a palce zwieńczają potężne szpony. Z pyska wystają kły, na kształt kłów dzika.]

[Wilhelm] E, cześć Horacy. Wpadłeś na bal?

[Horacy] Ehe.

[Wilhelm] No jesteś ciut za wcześnie…

[W tym momencie Horacemu odbija się, a z ust wypada niestrawiona ludzka noga.]

[Wilhelm] A to co?

[Horacy] A, spotkałem po drodze do ciebie…

[Wilhelm] [do Goethego] Horacy mieszka w pobliżu.

[Horacy] …posła, więc pomyślałem, że się poczęstuję.

[Wilhelm] [z lekkim podenerwowaniem] Wiesz, ideą instytucji posła jest fakt, iż mógł on mieć dla mnie jakąś ważną informację.

[Horacy] Chodzi ci o wróżbę?

[Wilhelm] Jaką wróżbę?

[Horacy] No, tak jak w tych kitajskich ciasteczkach… Że w jedzeniu jest kawałek papieru z wróżbą.

[Wilhelm] E, no powiedzmy, czytałeś może tę „wróżbę”?

[Horacy] Tak.

[Wilhelm] I co w niej było?

[Horacy] Ej, jak ci powiem, to się nie spełni.

[Wilhelm] [lodowatym głosem] Jak mi nie powiesz, to przestanie to mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie.

[Horacy] Czy ty mi grozisz?

[Wilhelm] Skąd, przepowiadam przyszłość… Nazwij to wróżbą.

[Horacy] [z niesmakiem i lekkim obrażeniem] Było coś o tym, że jakiś Hrabia Elektron…

[Wilhelm] Elektor, Hrabia Elektor. Taki pan, co wybiera Imperatora, a poza tym dowodzi wojskami określonej krainy. I cóż napisał ów Hrabia Elektor?

[Horacy] Jakieś brednie, że w związku z zaginięciem jego poborcy podatkowego…

[Wilhelm] [uderzając się otwartą dłonią w głowę] Szlag…

[Horacy] Stawi się tutaj z całą swą potęgą oraz potęgą okolicznych Landów i spali wszystko do ziemi.

[Wilhelm siada na krześle zajmowanym przez Goethego przenikając przez ducha.]

[Goethe] Ej!

[Wilhelm] Tak, jakby ci to coś robiło…

[Goethe] Tutaj nie ma z czego drwić; Skoro możesz tak czynić, to duchem musisz być!

[Wilhelm] Nie Goethe, stary durniu, to ty jesteś duchem.

[Goethe] Opowiadasz straszne głupoty; Nigdy wszak nie umarłem królu złoty.

[Wilhelm] Ze zdenerwowania rymy ci się lekko chrzanią. Nieistotne, w tym momencie nie mam ochoty na dyskusję uświadamiającą cię, że nie żyjesz… jakąś sto dwudziestą pierwszą taką dyskusję zapewne zresztą.

[Horacy] Te Wilhelm, co będzie do picia na imprezie?

[Wilhelm] [zamyślony] Spacz-wóda, być może jakiś spacz-rum… [ocknąwszy się] Co ty mi tu pieprzysz o piciu? Ja tu ginę do cholery!

[Horacy] Przesadzasz, co najwyżej jak zwykle uśmiercą twoją ziemską powłokę i twe jestestwo zostanie odesłane na równinę astralną.

[Wilhelm] [zaskoczony] Tylu wielosylabowych słów na raz to od ciebie chyba nigdy jeszcze nie usłyszałem. Niestety muszę cię zmartwić mój ty filozofie, albowiem kiedy szef zobaczy, co się stało przyzwie mnie ponownie z tejże równiny astralnej, a potem będzie brutalnie torturował przez eon lub dwa.

[Goethe] Postawiona była tutaj teza, jakoby dzisiaj miała być impreza…

[Wilhelm] [z lekko nieobecnym wzrokiem] Wiesz co, te twoje rymy częstochowskie… że ciebie inni ludzie czytają w ogóle…

[Goethe] Skoro do zamku zawita tysiąc demonów; To nie muszą przecież z rana rozchodzić się do swych domów.

[Wilhelm] Tak, wspaniale, niech Inkwizycja nie ma już żadnych wątpliwości…

[Goethe] Dary z alkoholu daj przyjaciołom hojne; Natomiast o brzasku za pomocą tej armii wydaj ludziom wojnę.

[Wilhelm] [otworzywszy szeroko oczy] Goethe, stary rupieciu! Ty masz rację! Przecież tu się zleci niewyobrażalna potęga z Otchłani. Jesteśmy w stanie przeciwstawić się każdej armii. [z nagłą mocą w głosie] Możemy nawet zetrzeć to Imperium w proch tylko za to, że ośmielili się nam przeciwstawić! Będę grał głową Imperatora w kręgle!

[W tym momencie otwiera się nad głową Wilhelma wir Chaosu.]

[Dudniący głos z wiru Chaosu] Słyszeliśmy Wilhelmie, że Zamek Drachenfels jest obserwowany przez Inkwizycję. Wybacz, ale żaden z demonów nie chce ryzykować, ośmieszenia zostania odesłanym przez człowieka. Nie po to szanujący się demon przychodzi na bal, aby rzucali w niego święconą wodą. Ponieważ Herr Konstant wyjechał nie możesz zapewnić bezpieczeństwa na imprezie. W imieniu wszystkich demonów Otchłani jestem zmuszony w tych okolicznościach odrzucić twoje zaproszenie. Miłej wieczności, do widzenia.

[Wir Chaosu zamyka się. Kurtyna opada. Po chwili unosi się ponownie. Wzgórza, daleko w tle widać upiorny zamek z siedmioma basztami. Tutaj jest jednak spokojnie. Zielona trawa, pogodne niebo, śpiew ptaków. Spokój i sielanka… gdy nagle…]

[Wilhelm] [z zamku, rozpaczliwie] Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! DLACZEGO?! Do cholery, dlaczego zawsze mnie to spotyka?! Aaaaaaaaaaaaa!!!

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments