Akt 1

Scena 13: Poznajcie Pana Drachenfelsa

adalnia. Duże pomieszczenie w kształcie prostokąta. Na środku stoi olbrzymi stół przeznaczony dla około siedemdziesięciu osób. Jest bogato zastawiony srebrem oraz kryształem. Nad stołem wisi gigantycznych rozmiarów kryształowy żyrandol. Mniej więcej pośrodku stołu zasiadają kolejno Wolfgang, Snori i Lorindil. Ten ostatni wciąż ogląda swój kawałek spaczenia.]

[Wolfgang] [trzymając w olbrzymiej dłoni srebrny nóż] Myślicie, że będzie żywe?

[Snori] Co, będzie żywe?

[Wolfgang] No… jedzenie.

[Snori] [ze zdziwieniem] Co ty pieprzysz?

[Wolfgang] No, bo po co by dawali nóż i to drugie takie śmieszne?

[Snori] [z poirytowaniem] To dekoracja, imbecylu.

[W tym momencie zaczyna grać „O Fortuna”, otwierają się drzwi i do pomieszczenia wchodzi Konstant Drachenfels z „Kurierem Imperialnym” w ręku. Jego zamyślony wzrok omija jakimś trafem drużynę bohaterów, a sam czarnoksiężnik udaje się w kierunku swego krzesła zdobionego wyrytym monogramem „D”. Zasiada, po czym rozkłada gazetę i zaczyna czytać.]

[Lorindil] [oderwawszy się z trudem od spaczenia, szeptem] Ej, czy to nie jest?…

[Snori] [również szeptem] Niemożliwe…

[Lorindil] No, ale kto to mógłby być? Patrz jak on jest ubrany.

[Snori] Dalej niemożliwe…

[Lorindil] Aura zła, olbrzymia sylwetka, nieomal materialna magia w powietrzu dookoła niego…

[Snori] Mówię ci pało, że to nie może być Gnori…

[Lorindil] [ze zdziwieniem] Kto?

[Snori] On działa tylko w okolicach Karak-Varn.

[Lorindil] Kim jest Gnori?

[Snori] Jak „kim jest Gnori”? Nie wiesz, kto to Gnori?

[Lorindil] Nie mam bladego pojęcia.

[Snori] Ha, wy pały z lasu to nic nie wiecie. Gnori to najsłynniejszy krasnoludzki rozbójnik.

[Lorindil] Ale…

[Snori] Najwyższy spośród krasnoludów Karak-Varn, napada na bogatych i daje biednym…

[Lorindil] To chyba najgłupsze, co w życiu słyszałem.

[Wolfgang] Ten pan to kucharz?

[Lorindil] Zmieniam zdanie.

[Wolfgang zaczyna przyglądać się gazecie Drachenfelsa. Patrzy dłuższą chwilę po czym zwraca się do Czarnoksiężnika wrzeszcząc przez pół sali.]

[Wolfgang] Ta gazeta, to ona stara jest!

[W tym momencie Lorindil i Snori z przerażeniem w oczach nurkują pod stół. Konstant upuszcza gazetę i ze zdziwieniem w oczach przygląda się gościom, których dotychczas nie zauważył. W tym samym momencie do sali z hukiem wpada Wilhelm. Zorientowawszy się o co chodzi, demon uderza się otwartą dłonią w głowę, po czym obraca się na pięcie i stara się wyjść z pomieszczenia. Drachenfels nie patrząc w tamtym kierunku wykonuje gest dłonią, drzwi zamykają się przed twarzą Wilhelma. Sługa ze zrezygnowaniem opiera o nie czoło, mamrocze jakąś demoniczną modlitwę pod nosem, po czym odwraca się ponownie i przykleja uśmiech na twarz.]

[Konstant Drachenfels] Wilhelm powiedz, mój ty podstępny gadzie, co robią śmiertelnicy w mojej jadalni podczas mojego śniadania?

[Wilhelm] [wciąż uśmiechając się] No więc zaszło drobne nieporo…

[Konstant Drachenfels] [unosząc dłoń] Poczekaj chwilę.

[Drachenfels inkantuje formułę magiczną i pstryka palcami. Lorindil i Snori uderzają z impetem w blat stołu, po czym, już o własnych siłach, wyczołgują się pospiesznie i zasiadają na swoich miejscach.]

[Konstant Drachenfels] Mów dalej.

[Wilhelm] Tak, no więc…

[Wolfgang] Przepraszam, czy jest pan kucharzem?

[Konstant Drachenfels] Kucharzem?

[Wilhelm] [zgasiwszy uśmiech, przez zęby] To jest Herr Konstant Drachenfels, hrabia okolicznych…

[Wolfgang] Drachenfels?! Na Ulryka! [potrąca swoich towarzyszy, którzy udają, że ich nie ma] Chłopaki, to jest ten zły! Trzeba go zabić! Na Ulryka!

[Wilhelm] [do siebie] Czemu, do cholery, wszyscy mi dzisiaj przerywają?

[Wielki Czarnoksiężnik powoli unosi się ze swego miejsca. Wolfgang natomiast wyjmuje swój miecz i rusza na Drachenfelsa.]

[Wolfgang] Na Ulryka!!!

[Wilhelm] [siada niepocieszony i rysuje uśmieszki w brudzie na posadzce] I po zabawie…

[Ulrykanin podbiega do Czarnoksiężnika, ten natomiast pstryka palcami, po czym chwyta przeciwnika za gardło dłonią w pancernej rękawicy oraz, ku oszołomieniu prawie wszystkich na sali, unosi olbrzymiego człowieka jedną ręką do góry. Uśmiecha się nieznacznie i rzuca nim jak zabawką w kierunku najbliższej ściany. Wolfgang uderza o nią plecami, co powoduje, że jeden z gobelinów na niej wiszących, opada mu na głowę. Gobelin przedstawia księżyc Morrslieb, któremu artysta doprawił twarz, a na niej paskudny szyderczy uśmiech. Człowiek podnosi się z trudem z ziemi, jednak w tym momencie ozdobna tkanina rozświetla się na chwilę zielonkawym światłem, po czym twarz księżyca ożywa i zaczyna demonicznie się śmiać.]

[Gobelin] [chrapliwym, lekko przypominającym gobliński, głosem] Natenczas pan nasz dary ostawił…

[Wilhelm] [lekko ożywiony, przyłącza się do znanej mu rymowanki] Sługom swym wiernym ucztę dziś sprawił…

[Gobelin] [chichocząc] Nie chcąc go obrazić i w wielkiej radości…

[Wilhelm] [radośnie] Obedrzem ofiarę do kości, do kości!

[Gobelin zaciska się mocno wokół głowy Wolfganga, a po chwili słychać odgłosy darcia, chrupania oraz stłumione wrzaski człowieka. Spod tkaniny strumieniami zaczyna wypływać krew. Po paru chwilach człowiek pada na ziemię martwy, a gobelin pracowicie kontynuuje obżeranie jego ciała do kości. Konstant Drachenfels zwraca się natomiast w kierunku dwóch pozostałych śmiertelników.]

[Konstant Drachenfels] Wasza kolej.

[Snori z wściekłością w oczach wstaje i chwyta za topór. Lorindil odsuwa się krok do tyłu i unosi kamień przemian nad głowę.]

[Snori] Ty cholerny bydlaku! To był mój przygłup! Urwę ci ten głupi łeb i wepchnę do dupy!

[Konstant Drachenfels] Śmiało, o niewysoki.

[Lorindil] [opętańczym szeptem] Ty Który Zmieniasz Drogi, wysłuchaj mej prośby…

[Snori rusza z okrzykiem bojowym na Czarnoksiężnika, natomiast w tym samym momencie, na sklepieniu nad głową Lorindila powstaje znikąd złowrogi, eteryczny wir.]

[Snori] [zamierzając się na Czarnoksiężnika] Giń, mroczna pokrako!

[Lorindil] [demonicznym głosem] …ześlij swą potęgę, zaprowadź swe rządy, wskaż nam drogę!

[Gdy Lorindil kończy wypowiadać ostatnie słowa, z wiru nad jego głową wystrzeliwuje fioletowy promień energii i uderza krasnoluda. Snori pada na ziemię i zaczyna wić się z bólu. Po chwili jednak podnosi się. Jego fizyczna powłoka zaczyna się zmieniać. Jego nogi kurczą się, wyrasta mu ogon przypominający ogon skorpiona, twarz wydłuża się i kształtuje na kształt pyska kozy, na głowie wyrasta lwia grzywa.]

[Lorindil] [ze wściekłością] Co?! No do ciężkiej cholery!!! Modlę się o błogosławieństwo, do największej potęgi magicznej Chaosu i co dostaję?! Zmutowanego krasnoluda?! Co to ma znaczyć?! Fujara nie bóg Chaosu! Esmeralda, halflińska bogini ogniska domowego ma więcej mocy!

[Wilhelm] [kołysząc się w tył i do przodu] Myślę, że nierozważnym jest znieważać Potęgi Chaosu.

[Lorindil] I co mi zrobi?! Zamieni mnie kurde w owieczkę?!

[W tym momencie z magicznego wiru wystrzeliwuje drugi promień i uderza w Lorindila zamieniając go w… owieczkę.]

[Wilhelm] Taaak, dzisiaj na obiad spacz-baranina.

[Istota, w którą zamienił się Snori widząc owieczkę, zmienia na nią cel ataku. Dopada nieszczęsnego Lorindila i ukąsiwszy go zatrutym ogonem, odrywa mu głowę i chlapiąc na wszystkie strony posila się. Jest tak zaabsorbowany jedzeniem, że nie zauważa podstępnie zachodzącego go od tyłu gobelinu, który przepuszcza niespodziewany atak i podobnie jak to miało miejsce w przypadku Wolfganga, dusi ofiarę, po czym obżera wszystko, co żywe do kości.]

[Konstant Drachenfels] [zwróciwszy oczy w kierunku wiru Chaosu] Czego się wtrącasz?

[Tzeentch] [z Otchłani, głosem tysiąca cierpiących dusz] Grzeczniej Konstant…

[Wilhelm] [z nagłym ożywieniem] Bo co, zamienisz [z naciskiem] GO w owieczkę?

[Z wiru ponownie uderza promień energii tym razem trafiając Wielkiego Czarnoksiężnika. Ten stoi jednak tak samo, jak poprzednio, jego powłoka fizyczna pozostaje nie zmieniona.]

[Wilhelm] [do siebie] Szlag.

[Konstant Drachenfels] [lekceważąco] Nie żartuj sobie. W ogóle to wybacz, ale jesteśmy w trakcie śniadania.

[Drachenfels kiwa dłonią, wir na suficie znika.]

[Konstant Drachenfels] [do Wilhelma] Wstawaj leniwy zdrajco, trzeba tu posprzątać.

[Wilhelm wstaje, podchodzi do ściany, wkłada w nią dłoń, która przechodzi na drugą stronę i wyjmuje miotłę, po czym mrucząc pod nosem przekleństwa zabiera się do sprzątania. Po chwili do sali wkracza ghoul Pierre wwożąc na ruchomym stoliku trzy zakryte tace.]

[Pierre] Nasza śniadanie gotowy!

[Konstant Drachenfels] [zasiadając do stołu] Znakomicie.

[Wilhelm] [otworzywszy szeroko oczy] Nie, baranie! Już nieaktualne!

[Drachenfels wskazuje Wilhelma palcem, z którego wypływa wiązka energii, która boleśnie godzi Wilhelma w plecy.]

[Wilhelm] [skarconym głosem] Ał.

[Konstant Drachenfels] Zamknij się Wilhelm i sprzątaj. [do Pierra] Dawaj to śniadanie.

[Pierre podchodzi do stołu z dużą gracją. Stawia półmiski przed Konstantem, po czym robi dwa kroki do tyłu i klaszcze w ręce. Na ten sygnał półmiski odkrywają się same. Na tacach znajdują się trzy „wyrzeźbione” z mięsa figurki przedstawiające snotlingi. Figurki wydają się być żywe, poruszają się po tackach, a gdy zauważają Drachenfelsa, zaczynają rzucać w niego mięsnymi klopsami. Konstant uderza w jednego pięścią, ale nie jest w stanie nic mu zrobić.]

[Konstant Drachenfels] [ująwszy pokrywkę od tacy, jak tarczę, osłaniając się przed atakami] Niech zgadnę… Mięsne golemy?

[Wilhelm] [wyraźnie drżącym głosem] No, na to wygląda. Tak, e, to co… mam, e, zabić Pierra, czy coś?

[Konstant Drachenfels] Nie, nie, to nie będzie konieczne. Mam chyba pogląd, kto tutaj, obdarzony demonicznymi mocami, przyzwał te istoty do życia. Jak również wiem, kto będzie kolejny eon sprzątał psią kupę… [uświadomiwszy coś sobie] O właśnie, pies… [w kierunku korytarza] Pikuś!

[Do sali wbiega radośnie szczeniaczek.]

[Konstant Drachenfels] [patrząc na Pikusia] Nawet nie zapytam „kto”, bo to już wiem [patrząc na Wilhelma], ale zapytam jednak „co”, zrobiłeś, Wilhelmie, z moim psem?

[Wilhelm] Ja nie! To on sam tak! Słowo!

[Konstant Drachenfels] [wciąż odpierając ataki mięsnych, niezniszczalnych golemów] Tak, twoje słowo… Pikuś, bierz je.

[Pikuś wskakuje na stół i łapczywie pożera po kolei wszystkie trzy golemy. Z jego brzuszka dochodzą odgłosy szamotaniny. Po chwili Pikusiowi się odbija, a odgłosy milkną.]

[Konstant Drachenfels] Dobry piesek… [złowrogo] zły demoniczny sługa.

[Wilhelm] [urażonym głosem] Ale, ja naprawdę niechcący…

[Konstant Drachenfels] Zamknij się, Wilhelm. Wyprowadź Pikusia na spacer, potem weź miotłę i zabierz się za sprzątanie zamku. Kiedy skończysz zabierz się ponownie… a potem ponownie… i ponownie.

[Wilhelm] To może od razu Pan mnie odeśle do Otchłani, czy coś?

[Konstant Drachenfels] Tak, chciałbyś, cwana bestio. Do roboty… A i zrób mi jeszcze w międzyczasie śniadanie, a kucharza spal… i lepiej żeby śniadanie było równie martwe, jak kucharz.

[Wilhelm] Ja wohl… [do siebie] co za przeklęte życie.

[W tym momencie obok Wilhelma materializują się duchy naszych trzech bohaterów przypominające żywe wersje siebie jeszcze przed przemianami i niefortunną bitwą.]

[Wolfgang] [skonfundowany] E, to tego…

[Snori] [histerycznie] Co z nami będzie?!

 [Elf spogląda jedynie ślepo w przestrzeń.]

 [Wilhelm] [zmęczonym głosem] A tak, wy. No cóż, dotarliście do celu swojej podróży, polegliście mężniej lub mniej mężnie i teraz udacie się tam, gdzie wszyscy po śmierci w tym zamku…

[Snori] [przerywając Wilhelmowi, dalej histerycznie] Wiedziałem! Pójdziemy do piekła!

[Wilhelm] [zdziwiony] Co? Gdzie? Nie, debilu… Dostaniecie komnatę, jak wszyscy przed wami i będziecie straszyć waszych następców przez wieczność. [nagle, zamyślony jakby coś zrozumiał] Aaa… No tak, trochę fakt. No cóż, za mną ferajna.

[Kurtyna opada, ale za moment unosi się. Oczom widowni ukazuje się korytarz z wieloma drzwiami po jednej i drugiej stronie. Wilhelm idzie przodem. Za nim, niepewnie rozglądający się bohaterowie. Korytarz nie ma końca.]

 

Koniec Aktu I

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments