Akt 1

Scena 12: Wizyta

amkowy korytarz oświetlony blaskiem pochodni. Na podłodze gruby karmazynowy dywan, na ścianach portrety przedstawiające karykatury poszczególnych Imperatorów. Na końcu korytarza, frontem do widowni, wrota wejściowe do zamku, po lewej i prawej mnóstwo drzwi do pomieszczeń. W pewnym momencie drzwi po lewej otwierają się z hukiem i wpada przez nie Wilhelm. Zatrzaskuje za sobą drzwi i podbiega do kolejnych. Otwiera je i z zawodem na twarzy zatrzaskuje. Robi tak jeszcze kilkakrotnie.]

[Wilhelm] Cholera jasna! Cholerny, mutujący wiecznie zamek!

[W tym momencie jeden z portretów spada ze ściany i uderza Wilhelma prosto w głowę, przewracając go.]

[Wilhelm] [wstając] Ech, wrażliwy jesteś jak na budowlę mającą kilkanaście tysięcy lat… [po chwili] Przepraszam!

[Wilhelm zawiesza obraz ponownie na swoim miejscu.]

[Wilhelm] Ale dalej nie wiem, gdzie jest ta jadalnia… Pomyślmy…

[Demon podchodzi do kolejnych drzwi, ale w tym momencie daje się słyszeć uderzenie kołatki wrót wejściowych. Wilhelm odwraca się zdziwiony w ich kierunku, nasłuchuje. Po chwili kołatanie ponawia się. Z zaciekawieniem podchodzi do wrót i z wysiłkiem uchyla je. Jego oczom ukazuje się niski, okrągły człowieczek w wielkim kapeluszu, ocierający chustką zarumienioną, pulchną twarz. W oddali za nim daje się dostrzec osiołka i jakąś ciężką skrzynię.]

[Helmut] Uszanowanie, dobry człowieku! [w tym momencie Wilhelm ogląda się za siebie w poszukiwaniu dobrego człowieka, który zaszedł go od tyłu] Czy zastałem pana domu?

[Wilhelm] [lekko zdezorientowany] Tak, Pan Drachenfels przebywa aktualnie w zamku, a…

[Helmut] Znakomicie! Prowadź mnie do niego.

[Wilhelm] [poprawiając koronkowe mankiety i prostując się] Ekhm… A pan, to w jakiej sprawie jeśli wolno spytać?

[Helmut] Helmut Grossmauer, poborca podatkowy.

[Wilhelm] [z opuszczoną lekko szczęką] Że co?

[Helmut] Poborca podatkowy z Altdorfu. Doszły nas słuchy, że ta opuszczona, od tysiącleci ruina wcale nie jest opuszczona. Przyszedłem po zaległe podatki… [mrugając i ocierając pot z czoła] Uzbierała się wcale niezła sumka.

[Wilhelm] Ech, dzisiaj nie jest mój dzień… Przez ten stres zaczynam mieć jakieś chore halucynacje.

[Wilhelm zaczyna zamykać wrota, ale Helmut przezornie wsadza but w szparę.]

[Helmut] Nie tak prędko. Proszę nie utrudniać. Muszę was uprzedzić, że za utrudnianie poboru podatków grożą najwyższe kary.

[Wilhelm] Posłuchaj moja halucynacjo, dzisiaj mam naprawdę zły dzień, spieszę się i jak zaraz nie zabierzesz tej nogi, to ci ją urwę przy samej szyi.

[Helmut] [przeciskając się niezdarnie do środka] To nic nie da, a przysporzy ci niepotrzebnych nieprzyjemności… [przecisnąwszy się] Nooo, całkiem ładnie się tutaj urządziliście. Och, jakie piękne obrazy! Podatek od dóbr luksusowych, widzę, będzie całkiem spory. [wyjmuje pióro, papier i zaczyna notować] Tak, tak… podatek od nieruchomości, od przestrzeni, od…

[Wilhelm] [przez zęby] Nie chciałbym przerywać, ale to naprawdę nie jest mój dzień… [wołając w głąb zamku] Pikuś!

[Jedne z drzwi otwierają się z hukiem, wywarzone podmuchem powietrza. Z wnętrza pomieszczenia wydobywa się piekielna poświata. Słychać tętent tysiąca kopyt, drapanie setki szponów i niezliczone wrzaski, i ryki. Odgłosy nasilają się z każdą sekundą i nagle… wypada przez próg malutki piesek rasy Yorkshire Terrier. Zaczyna radośnie szczekać. Biegnąc potyka się trochę o własne łapy. Podbiega do Helmuta i zażarcie zaczyna targać go za nogawkę.]

[Helmut] [beznamiętnie] Urocze… [notując] Podatek od psa!

[Wilhem] [ze zrezygnowaniem] Pikuś, ty parszywa, złośliwa bestio… Zeżryj palanta!

[Helmut] Hm, ile pies ma lat?

[Wilhelm] Eon.

[Helmut] Hm… [wyjmując liczydło] stawka wynosi srebrnik za rok… tutaj mamy eon… to będzie…

[Wilhelm] [w nagłym wybuchu wściekłości, wysuwa pazury, jego głos zaczyna brzmieć jak tysiąc głosów mówiących jednocześnie] Dosyć! Giń nędzna poczwaro!

[Helmut] [zupełnie niewzruszony wyjmuje glejt i czyta] „Któżkolwiek w imię czegokolwiek, podniesie rękę na urzędnika państwowego, zostanie wychłostany, naznaczony, a następnie publicznie poćwiartowany i wywieszony na wszystkich drogach wylotowych miasta…”

[Wilhelm] [opanowawszy się] Zaryzykuję…

[Demon rozrywa krtań Helmuta gołymi rękoma, po czym w ten sam sposób postępuje z jego klatką piersiową, następnie odrywa od torsu ręce i nogi oraz odkopuje głowę nieszczęśnika.]

[Wilhelm] Ach, czuję się od razu lepiej…

[Pikuś podchodzi do zmasakrowanych zwłok i radośnie poczyna chłeptać krew.]

[Wilhelm] Ta, teraz to się zachowujesz normalnie, tak? Durne bydle… Dobra, koniec tych rozrywek, trzeba znaleźć jadalnię, bo skończę jak ten grubas…

[Wilhelm rusza ponownie w kierunku drzwi natomiast Pikuś beztrosko kontynuuje posiłek.]

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments