[Wilhelm] [zdyszany] Goethe!
[Goethe] Z każdym dniem i każdą nocą nową; Zaiste, powiadam Ci, że mnie tak zowią.
[Wilhelm] Słuchaj stary wierszokleto. Potrzebuję rady…
[Goethe] Nakarm więc co prędzej me uszy; Aby usta oddały to, co kryje się w duszy.
[Wilhelm] Potraktuję to jako „czego?”. Sprawa ma się następująco, uważaj… Za parę godzin otwiera się w sali balowej wir prowadzący do Otchłani i przybywają zastępy demonów na imprezę. Drachenfels wyjechał, a nad ranem prawdopodobnie rozpocznie się oblężenie zamku. Wiążą się z tym dwie kwestie: Drachenfels, będąc wyjechanym, nie obroni zamku, co jest złe, ale jeśli dowiedziałby się, że w ogóle było oblężenie, to katastrofa. Co byś mi radził?
[W tym jednak momencie do pokoju wchodzi demon. Ma wygląd odrobinę małpoidalny. Jego długie ramiona sięgają do samej ziemi, a palce zwieńczają potężne szpony. Z pyska wystają kły, na kształt kłów dzika.]
[Wilhelm] E, cześć Horacy. Wpadłeś na bal?
[Horacy] Ehe.
[Wilhelm] No jesteś ciut za wcześnie…
[W tym momencie Horacemu odbija się, a z ust wypada niestrawiona ludzka noga.]
[Wilhelm] A to co?
[Horacy] A, spotkałem po drodze do ciebie…
[Wilhelm] [do Goethego] Horacy mieszka w pobliżu.
[Horacy] …posła, więc pomyślałem, że się poczęstuję.
[Wilhelm] [z lekkim podenerwowaniem] Wiesz, ideą instytucji posła jest fakt, iż mógł on mieć dla mnie jakąś ważną informację.
[Horacy] Chodzi ci o wróżbę?
[Wilhelm] Jaką wróżbę?
[Horacy] No, tak jak w tych kitajskich ciasteczkach… Że w jedzeniu jest kawałek papieru z wróżbą.
[Wilhelm] E, no powiedzmy, czytałeś może tę „wróżbę”?
[Horacy] Tak.
[Wilhelm] I co w niej było?
[Horacy] Ej, jak ci powiem, to się nie spełni.
[Wilhelm] [lodowatym głosem] Jak mi nie powiesz, to przestanie to mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie.
[Horacy] Czy ty mi grozisz?
[Wilhelm] Skąd, przepowiadam przyszłość… Nazwij to wróżbą.
[Horacy] [z niesmakiem i lekkim obrażeniem] Było coś o tym, że jakiś Hrabia Elektron…
[Wilhelm] Elektor, Hrabia Elektor. Taki pan, co wybiera Imperatora, a poza tym dowodzi wojskami określonej krainy. I cóż napisał ów Hrabia Elektor?
[Horacy] Jakieś brednie, że w związku z zaginięciem jego poborcy podatkowego…
[Wilhelm] [uderzając się otwartą dłonią w głowę] Szlag…
[Horacy] Stawi się tutaj z całą swą potęgą oraz potęgą okolicznych Landów i spali wszystko do ziemi.
[Wilhelm siada na krześle zajmowanym przez Goethego przenikając przez ducha.]
[Goethe] Ej!
[Wilhelm] Tak, jakby ci to coś robiło…
[Goethe] Tutaj nie ma z czego drwić; Skoro możesz tak czynić, to duchem musisz być!
[Wilhelm] Nie Goethe, stary durniu, to ty jesteś duchem.
[Goethe] Opowiadasz straszne głupoty; Nigdy wszak nie umarłem królu złoty.
[Wilhelm] Ze zdenerwowania rymy ci się lekko chrzanią. Nieistotne, w tym momencie nie mam ochoty na dyskusję uświadamiającą cię, że nie żyjesz… jakąś sto dwudziestą pierwszą taką dyskusję zapewne zresztą.
[Horacy] Te Wilhelm, co będzie do picia na imprezie?
[Wilhelm] [zamyślony] Spacz-wóda, być może jakiś spacz-rum… [ocknąwszy się] Co ty mi tu pieprzysz o piciu? Ja tu ginę do cholery!
[Horacy] Przesadzasz, co najwyżej jak zwykle uśmiercą twoją ziemską powłokę i twe jestestwo zostanie odesłane na równinę astralną.
[Wilhelm] [zaskoczony] Tylu wielosylabowych słów na raz to od ciebie chyba nigdy jeszcze nie usłyszałem. Niestety muszę cię zmartwić mój ty filozofie, albowiem kiedy szef zobaczy, co się stało przyzwie mnie ponownie z tejże równiny astralnej, a potem będzie brutalnie torturował przez eon lub dwa.
[Goethe] Postawiona była tutaj teza, jakoby dzisiaj miała być impreza…
[Wilhelm] [z lekko nieobecnym wzrokiem] Wiesz co, te twoje rymy częstochowskie… że ciebie inni ludzie czytają w ogóle…
[Goethe] Skoro do zamku zawita tysiąc demonów; To nie muszą przecież z rana rozchodzić się do swych domów.
[Wilhelm] Tak, wspaniale, niech Inkwizycja nie ma już żadnych wątpliwości…
[Goethe] Dary z alkoholu daj przyjaciołom hojne; Natomiast o brzasku za pomocą tej armii wydaj ludziom wojnę.
[Wilhelm] [otworzywszy szeroko oczy] Goethe, stary rupieciu! Ty masz rację! Przecież tu się zleci niewyobrażalna potęga z Otchłani. Jesteśmy w stanie przeciwstawić się każdej armii. [z nagłą mocą w głosie] Możemy nawet zetrzeć to Imperium w proch tylko za to, że ośmielili się nam przeciwstawić! Będę grał głową Imperatora w kręgle!
[W tym momencie otwiera się nad głową Wilhelma wir Chaosu.]
[Dudniący głos z wiru Chaosu] Słyszeliśmy Wilhelmie, że Zamek Drachenfels jest obserwowany przez Inkwizycję. Wybacz, ale żaden z demonów nie chce ryzykować, ośmieszenia zostania odesłanym przez człowieka. Nie po to szanujący się demon przychodzi na bal, aby rzucali w niego święconą wodą. Ponieważ Herr Konstant wyjechał nie możesz zapewnić bezpieczeństwa na imprezie. W imieniu wszystkich demonów Otchłani jestem zmuszony w tych okolicznościach odrzucić twoje zaproszenie. Miłej wieczności, do widzenia.
[Wir Chaosu zamyka się. Kurtyna opada. Po chwili unosi się ponownie. Wzgórza, daleko w tle widać upiorny zamek z siedmioma basztami. Tutaj jest jednak spokojnie. Zielona trawa, pogodne niebo, śpiew ptaków. Spokój i sielanka… gdy nagle…]
[Wilhelm] [z zamku, rozpaczliwie] Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaaaaaaaaaa! DLACZEGO?! Do cholery, dlaczego zawsze mnie to spotyka?! Aaaaaaaaaaaaa!!!