[Wilhelm] Jestem winny Państwu słowo wyjaśnienia. Pomieszczenie, przed którym aktualnie się znajdujemy to tzw. pokój „boga, którego imienia lepiej nie będę wymawiał”. Pewien pomylony kapłan niegdyś poświęcił to pomieszczenie i traf chciał, że jego modły okazały się skuteczne. Takoż od tamtej pory mamy w zamku pokój niejako odcięty od całości, gdzie nie sięga nawet władza Herr Drachenfelsa. Z oczywistych powodów nie mają tam wstępu również mieszkańcy Zamku. Konkludując, jest to całkiem wygodne miejsce dla cwaniakujących poszukiwaczy przygód, do spędzenia przez nich nocy w nim. [do siebie] Niedoczekanie pasożytów…
[Wilhelm staje pod drzwiami i chwilę nasłuchuje. Następnie puka. Wewnątrz słychać poruszenie.]
[Gotfryd] [zza drzwi] Kto tam?
[Wilhelm] [dziecięcym głosem] Harcerze!
[Gotfryd] Ha! Nie wierzę!
[Zenobi] [podenerwowany] Otwieraj chamie, pan Wilhelm nie kłamie!
[Demon uderza zombie w czoło otwartą dłonią.]
[Wilhelm] [przyjacielskim głosem] Chciałem po prostu zapytać, czy czegoś wam może nie brakuje?
[Gotfryd] Nie, dzięki, jest nam dobrze.
[Wilhelm] [z troską] Nie jest wam tam za ciasno? Obok jest większa sypialnia. [zachęcająco] Są w niej nawet najnowsze numery „Kociaków Marienburskich”.
[Gotfryd] Czego?
[Wilhelm] [radośnie] Taka gazeta dla panów, no wiecie…
[Gotfryd] Nie, dzięki, jest nam tu dobrze.
[Wilhelm] Ale na pewno?
[Yorri] Spadaj akwizytorze cholerny!
[Wilhelm] [do siebie] Ach tak? [na głos] No dobrze, chodź Zenobi, nie będziemy gościom przeszkadzać.
[Zombie zabiera się już do odejścia, kiedy Wilhelm chwyta go za gardło, nakazuje gestem milczeć i tupie w miejscu najpierw głośno, potem coraz ciszej, ciszej, aż w końcu nieruchomieje w miejscu.]
[Kuba] [również zza drzwi] Myślicie, że rzeczywiście poszli?
[Lithaniel] Ujmę to tak… na zewnątrz śmierdzi trupem…
[Wilhelm obwąchuje swoje mankiety, następnie patrzy na Zenobiego i z poirytowanym wyrazem twarzy znowu uderza nieszczęśnika w czoło.]
[Wilhelm] [do siebie] No dobrze, czas na bardziej drastyczne metody.
[Wilhelm wyjmuje zza pazuchy i ubiera zieloną czapeczkę z piórkiem.]
[Wilhelm] [elfim głosem] Ha ha! To Drachenfels! Na niego!
[Demon zdejmuje czapeczkę i staje krok obok. Następnie, wyjmuje i zakłada żelazną maskę.]
[Wilhelm] [głosem Drachenfelsa] Zginiecie marnie śmiertelnicy!
[Wilhelm staje znowu krok dalej, przykuca, zdejmuje maskę i wyjmuje zza pasa tasak.]
[Wilhelm] [krasnoludzkim nosowym głosem] Ta? A masz, kurde!
[Demon ucina Zenobiemu tasakiem palec. Ten patrzy na wijący się kawałek własnego ciała i przerażony zaczyna uciekać za róg korytarza.Wilhelm spokojnie znowu ubiera czapeczkę.]
[Wilhelm] [ponownie elfim głosem] Ha! Ucieka i jest ranny! Dorwijmy go za tym rogiem, to całe [z dużym naciskiem] złoto i inne jego bogactwa będą nasze!
[Wilhelm zdejmuje czapeczkę, unosi tasak i rusza w pościg za Zenobim.]
[Wilhelm] [po krasnoludzku] Raaaagh! Złoto! Topór chce krwi!
[Kiedy demon znika za rogiem, drzwi otwierają się z trzaskiem. Na zewnątrz wybiega krasnolud z toporem i człowiekiem uwieszonym u jego szyi, bezskutecznie próbującym go powstrzymać.]
[Yorri] [opętańczo] Złoto! Za mną! [z naciskiem] My zabijemy Drachenfelsa! Moje złoto!
[Krasnolud rusza w pogoń, a z nim chcąc nie chcąc człowiek. Po chwili wychodzi również Kuba i Lithaniel.]
[Kuba] I co, biegniemy za nimi?
[Lithaniel] [z poirytowaniem] Ech, a mamy inny wybór?
[Gdy wszyscy znikają za rogiem, z lewej strony sceny, pogwizdując, wkracza Wilhelm radosnym krokiem. Demon wypowiada magiczną formułę. Kamienna posadzka korytarza zaczyna drżeć, po czym przy głośnym huku pękających kamieni z ziemi wydobywa się najpierw dłoń, a potem reszta sylwetki wielkiego kamiennego golema. Wilhelm ustawia golema tak, aby ten przylegał plecami do drzwi pokoju Sigmara. Robi krok do tyłu. Przygląda się. Poprawia rękę golema, kiwa głową.]
[Wilhelm] Waruj. Nikogo nie wpuszczaj.
[Golem nieruchomieje.]
[Wilhelm] [do widowni] Najlepszy możliwy bramkarz. Teraz nasi bohaterowie będą mieli znacznie ciekawszą noc.
[Demon wkłada dłonie w kieszenie i pogwizdując wesoło odchodzi.]