Interludium II

Legenda Sigmara

amkowa biblioteczka. Wszystko wygląda tak, jak w poprzednim interludium. Na fotelu zasiada Wilhelm i z okularami na oczach kartkuje jakąś grubą książkę, chichocząc momentami nieznacznie. W pewnej chwili spostrzega widownię. Odkłada książkę na stolik, ujmuje okulary w palce i gestykulując nimi zwraca się ku widowni.]

[Wilhelm] Witam Państwa serdecznie w kolejnym Interludium. Od ostatniego odcinka, nauczony empirycznie, wprowadziłem pewne zmiany…

[Wilhelm odrywa wzrok od widowni i patrzy gdzieś w bok. Po paru sekundach pojawia się tam demonetka, przynosi Wilhelmowi kakao w kubeczku i z gracją odchodzi.]

[Wilhelm] [w kierunku odchodzącej demonetki] Dzięki skarbie… [do widowni ponownie] E, nie, to nie te zmiany… Nasz zamkowy diabeł rezydujący na dachu, dostał odpowiedzialne zadanie trzymania piorunochronu… Tak, tak, piorunochronu. Ma to taki efekt, że teraz swobodnie mogę mówić: [z naciskiem] Sigmar…

[Na zewnątrz słychać uderzenie pioruna]

[Wilhelm] I jak Państwo widzą, nic niemiłego się nie dzieje. Ma to o tyle duże znaczenie, że dzisiejsze Interludium poświęcone jest historii. Konkretniej zaś rzecz ujmując, naprawieniu tego, co jakiś błazen spieprzył [podnosi książkę ze stolika] pisząc tę oto, „Historię Imperium”. Zajmiemy się dzisiaj wątkiem przywódcy barbarzyńców, niejakiego Sigmara .

[Uderzenie pioruna na zewnątrz.]

[Wilhelm]  [do siebie] Strzelaj se, strzelaj…

[Kurtyna opada. Po jakimś czasie ponownie podnosi się ukazując scenerię lasu i znajdującego się w nim obozowiska. Prymitywne namioty, ognisko, włócznie. Póki co, nie widać mieszkańców.]

[Wilhelm]  [zza sceny] Dawno, dawno temu… ale wcale nie tak daleko stąd… Żyło sobie spokojne plemię, kulturalnych i pokojowo nastawionych… goblinów.

[Na scenie pojawia się kilka goblinów i zasiada przy ognisku. Następnie zaczynają nabijać przyniesione z lasu króliki na włócznie i piec je nad ogniskiem. Z największego z namiotów wychodzi natomiast pokaźnych rozmiarów ork. Jego muskularne ciało pokryte jest tatuażami, a w uszach i nosie tkwi wiele kościanych kolczyków.]

[Wilhelm] Z racji tego, że nie wszyscy czytelnicy są zapewne obeznani z językiem zielonoskórych, opatrzyłem ich wypowiedzi stosownym, niezależnym i wiernym tłumaczeniem…

[Garrik] [do drugiego goblina, śliniąc się nieznacznie] Hraphagah hryg, ark!

(Zaprawdę powiadam ci Urgoku, zacna pieczeń i co za tym idzie, równie zacna uczta się szykuje, nieprawdaż?)

[Urgok] [drapiąc i poklepując się po brzuchu] Hg!

(Zaiste Garriku, słusznie rzeczesz. Ten mieszkaniec lasu będzie wyśmienitą strawą zarówno dla ciała, jak i naszego umysłu.)

[Ori] [dłubiąc w nosie] Hryphygy, hryphygym hryp.

(Mam tylko nadzieję, że żadna prymitywna bestia, w szczególności człowiek, nie napadnie nas i nie zakłóci tej uczty.)

[Wilhelm] Niestety biedny mały śmierdziel nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo prorocze mają okazać się jego słowa, gdyż nieopodal…

[Z krzaków znajdujących się po prawej stronie sceny wynurzają się dwie głowy, jedna – człowieka, druga – krasnoluda.]

[Kurgan] [szeptem] Patrzaj no człowiecze, zielonoskórzy!

[Sigmar] [donośnie] Faktycznie! Wyrżnijmy ich!

[Kurgan] [cichszym szeptem] Ciszej, bo nas usłyszą i z zasadzki nici.

[Wilhelm] No jak widać, Sigmar [uderzenie pioruna] do najbystrzejszych nie należał, ale czego spodziewać się po człowieku, który całe życie wypasał świnie w Smoczym Kroczu Mniejszym, a i to z niemałymi problemami… poza oczywiście momentami, kiedy świnie należało „wyrżnąć”. [dużo uderzeń piorunów] Prawda w oczy kole…

[Krasnolud i człowiek siedzą nieruchomo w krzakach. Po pewnym czasie Sigmar zaczyna się wiercić.]

[Sigmar] Są już zaskoczeni? Mooożeeeemy juuuuż?

[Kurgan] E, no dobra…

[Sigmar] [radośnie] Hura!

[Kurgan] Ale wiesz co? Coś mnie w plecach strzyka. Reumatyzm, czy czort wie… Wiesz jak to jest, jak się ma ponad trzysta lat. Słuchaj weź może mój młot i zaatakuj ich sam, a ja tu ubezpieczę tyły żeby nas nic z krzaków nie zaatakowało.

[Sigmar] [potakując] Mhm, to ma sens.

[Wilhelm] I tak oto król krasnoludzki Kurgan przekazuje dumie i chlubie Imperium Ghal Maraz, czyli Rozcinacz Napletów, czy tam Rozłupywacz Czerepów, na jedno wychodzi…

[Krasnolud podaje Sigmarowi młot, ale ten natychmiast wyrywa się z rąk człowieka i wraca do rąk właściciela.]

[Kurgan] Szlag, szlag, szlag. Głupia Helga. Kazała mi na nim wyryć głupi run powrotu na wypadek, gdybym go zgubił. Ja chciałem jakiś większy run śmierci, czy coś, ale ta się uparła. „A pamiętasz jak zgubiłeś te pradawne kryształy mocy, niezdaro?! Run powrotu tam ma być. Run powrotu to nie zgubisz i ci nie ukradną. Skaranie boskie z takim durnym chłopem” mówiła. No i teraz mamy efekty. Ale czekaj…

[Krasnolud kładzie młot na ziemi i przydeptuje go butem.]

[Kurgan] [do młota] Zostań! Waruj! Niedobry Ghal Maraz. Zostań i daj się dzierżyć głupiemu człowiekowi.

[Kurgan zdejmuje but, młot pozostaje w miejscu.]

[Kurgan] No, teraz możesz go wziąć i iść wymordować tę bandę goblinów ku chwale Smoczego Krocza Mniejszego i wszystkich jego tuzina mieszkańców. Ruszaj więc dzielny wojowniku i niech dwugłowa żaba ma cię w opiece!

[Sigmar] Dwugłowa żaba?

[Kurgan] No, każdy wielki bohater musi mieć jakiś herb, co nie?

[Sigmar] Ale ja nie lubię żab.

[Kurgan] Hm… Dobra, to nie żaba… Weźmy coś z przyrody nieożywionej… O, wiem – kometa! Kometa z dwoma ogonami! A więc ruszaj i niech kometa z dwoma warkoczami cię prowadzi!

[Sigmar] Co to kometa?

[Kurgan] [uderzając się w czoło] Nieważne! Idź!

[Wilhelm] Jako kurdupel rzekł, tak wieśniak poczynił. Jesteście państwo świadkami narodzin legendy. Oto Sigmar [uderzenie pioruna] wyzwie na bój śmiertelny największego orka w promieniu trzystu metrów, straszliwego Vagraza.

[Sigmar] Raaaaagh! Krew dla Boga Krwi!!!

[Wilhelm] [wybałuszywszy oczy] O kurde! To stąd się to wzięło! Ale jaja…

[Człowiek z impetem wbiega do obozowiska goblinów. Gobliny skwapliwie pierzchają do lasu zanim człowiek zdąży nawet skończyć swój okrzyk bitewny. Ork natomiast nieruchomieje zaskoczony.]

[Vargraz] [ze zdziwieniem, do Sigmara] Hirgh hragh?

(W czym mogę pomóc?)

[Sigmar] Raaaaagh!!!

[Sigmar uderza orka w skroń młotem, zabijając zielonoskórego na miejscu. Nie poprzestając jednak na tym, człowiek zaczyna masakrować zwłoki. Krew obryzguje wszystko dookoła. Kiedy po jakimś czasie nie ma już nic więcej do zmiażdżenia, z krzaków wychodzi krasnolud.]

[Kurgan] [prężąc dumnie pierś] No! Tośmy im pokazali! Wielka przyszłość przed tobą mój chłopcze.

[Wilhelm] Zaiste… Przyszłość dyżurnego komika w panteonie bóstw…

[Uderzenie pioruna.]

[Sigmar] [wyciągając przed siebie zakrwawiony oręż] Oddaję twój młot.

[Kurgan] Nie tam, zatrzymaj… Mam jeszcze parę takich w szopie za latryną. Poza tym, upaćkałeś go strasznie.

[Sigmar] [uradowany] Dzięki! No to wracam do wiochy, cześć.

[Kurgan] Ja idę na obiad, trzymaj się.

[Wilhelm] I takoż rozeszli się, każdy do swojej dziury na dupie świata.

[Kurtyna opada, a po jej ponownym podniesieniu znów jesteśmy w biblioteczce zamkowej.]

[Wilhelm] Koniec! Tak oto przedstawia się prawdziwa historia Sigmara Młotobijcy. [ponowne uderzenie pioruna]

[Po paru chwilach drzwi do biblioteczki otwierają się z hukiem i wpada przez nie lekko nadwęglony diabeł z piorunochronem w ręku. Diabeł wygląda, jak klasyczny diabeł – rogi, kopyta, ogon, zakrzywiony nos, czerwone oczy. Patrzy złowieszczo na zaskoczonego Wilhelma i wtyka mu w dłoń piorunochron.]

[Diabeł] Sigmar!

[W Wilhelma uderza piorun, który wpada do pomieszczenia przez okno. Demon lekko dymi.]

[Wilhelm] [przyduszonym głosem] Ał…

[Diabeł] Sigmar! [uderzenie pioruna] Sigmar! [uderzenie pioruna] Sigmar! [uderzenie pioruna] Sigmar! [uderzenie pioruna] Sigmar! [uderzenie pioruna]

[Wilhelm] [ledwie słyszalnie] Yh…

[Diabeł] I co? Fajnie ci! Fajnie?! Idiota!!!

[Diabeł wychodzi trzaskając drzwiami.]

[Wilhelm] Szlag, cholerny świat… Dobranoc Państwu.

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments