[Wilhelm] [wysokim, uniesionym głosem] Koniec! Nie będziesz mną dalej pomiatał! Za kogo ty się w ogóle uważasz?! Jakim prawem niszczysz moją godność i zmuszasz mnie do najpodlejszych prac?! Upokarzasz mnie na każdym kroku! Za swoją niewolniczą pracę nigdy nie usłyszałem nawet słowa podziękowania! Jesteś bez serca! [po dłuższej chwili z westchnieniem] Nawet teraz mnie nie słuchasz…
[W tym momencie drzwi uchylają się. Oczom widowni ukazuje się wnętrze kuchni zamkowej. Przy jednym ze stołów stoi Wilhelm, a u jego stóp siedzi Pikuś wyczekująco obserwujący miskę z runicznie zapisanym swoim imieniem.]
[Wilhelm] [do Pikusia z wyrzutem] Jadłeś już dzisiaj!
[Pikuś] *szczek*
[Wilhelm] Ile razy dziennie ja mam cię, do cholery, karmić?
[Pikuś] *szczek*
[Wilhelm] [tupiąc nogą] Nie, nie dostaniesz!
[Pikuś] *szczek*
[Wilhelm] Powiedziałem „nie”…
[Pikuś] *szczek*
[Wilhelm] Nie!
[Pikuś] *szczek*
[Następuje chwila milczenia, po czym Wilhelm idzie pod ścianę i zaczyna grzebać w jakimś worze.]
[Wilhelm] Szlag, cholera by cię wzięła paskudna bestio…
[Po chwili demon wyciąga z wora okrwawione ludzkie ramię i rzuca je Pikusiowi do miski. Pies zaczyna je radośnie pożerać kawałek po kawałku.]
[Wilhelm] [zniechęcony] Ta, udław się.
[W tym momencie od strony drzwi kończących korytarz z lewej strony daje się słyszeć głośne pukanie.]
[Wilhelm] Jakiego pasożyta tym razem niesie? Wybacz Pikuś, ale muszę cię na chwilę opuścić. [czeka jeszcze chwilę, ale Pikuś nie reaguje] Tak, widzę, że cierpisz z tego powodu…
[Wilhelm wychodzi z kuchni na korytarz i zamyka za sobą drzwi. Staje naprzeciw drzwi wejściowych, poprawia mankiety i unosi ręce nieznacznie do góry.]
[Wilhelm] [donośnie] Idą goście! Drzwi, otwórzcie się na oścież!
[Jeszcze chwilę stoi z uniesionymi rękoma, po czym daje za wygraną.]
[Wilhelm] Kiedyś mi się uda…
[Podchodzi do drzwi i z trudem uchyla je. Przed progiem znajduje się krasnolud o obnażonej klatce piersiowej, z wielkim toporem za pasem. Jego muskularny tors zdobią liczne tatuaże, nos i uszy kolczyki, a włosy ma przefarbowane na pomarańczowo i przycięte na irokeza. Obok niego stoi elf, który udaje, że wcale go tam nie ma. Ubrany jest w przeciwdeszczowy płaszcz i kapelusz z szerokim rondem, pomimo że na zewnątrz świeci słońce. Obok zaś elfa stoi człowiek w szlafroku, spiczastej czapce, w dłoni dzierży zakrzywiony kij. Ostatnim gościem jest bosy halfling, którego uzbrojenie stanowi chochla i nóż do smarowania chleba masłem. Za tym całym towarzystwem sapie wyczerpany osiołek, obładowany do granic możliwości dobytkiem swych nikczemnych właścicieli. Zobaczywszy Wilhelma drużyna przybiera pozycję bojową, to jest – nie rusza się z miejsca i czeka na niespodziewany atak.]
[Wilhelm] [dumnie odchrząkując] Co?
[Człowiek postępuje krok do przodu.]
[Gotfryd] Witaj, dobry człowieku.
[Wilhelm obraca się za siebie szybko, aby tym razem dopaść dobrego człowieka, który znowu zaszedł go od tyłu. Niestety ten znów pierzchnął bez konsekwencji.]
[Gotfryd] Zechciej wybaczyć nasze zdziwienie, ale zostaliśmy poinformowani, że przybytek ów jest opuszczony.
[Wilhelm] [beznamiętnie] Bo jest.
[Gotfryd] ?
[Wilhelm] [jakby sobie coś przypomniał] A, że co? Że niby ja? Ja tu tylko sprzątam. [do siebie] Dosłownie, kurde…
[Gotfryd] Nie bardzo rozumiem…
[Wilhelm] Nie szkodzi, jak rozumiem szukacie skarbów, prawda?
[Gotfryd] No właściwie…
[Wilhelm] [przerywając mu] Znakomicie, poczekajcie moment.
[Demon zatrzaskuje bohaterom drzwi przed nosem. Następnie szepce magiczną formułę. Wnętrze zamku momentalnie osnuwa zasłona ciemności, korytarz wypełnia wiatr, który unosi ciche jęki konających w lochach, z zakamarków wyzierają gdzieniegdzie krwistoczerwone oczy. A w międzyczasie, za drzwiami…]
[Gotfryd] Co tu się dzieje?
[Yorri] Może to kurde nie ten adres?
[Lithaniel] Mój wywiad się nie myli, jesteśmy we właściwym miejscu.
[Kuba] [wyciągając fajkę] Niech się chłopak pospieszy, bo zgłodniałem trochę.
[Wilhelm wchodzi, dosłownie, w ścianę przenikając przez nią, drzwi wejściowe uchylają się. Na zewnątrz słychać trzask zamykającej się bramy zamkowej. Zaczyna zacinać deszcz, słychać uderzenia piorunów, a wszystkiemu akompaniuje przenikliwy wiatr.]
[Wilhelm] [głosem tysiąca potępionych dusz] Zamek Drachenfels zaprasza… [nagle normalnym głosem] Szlag, zapomniałem o czymś…
[Wilhelm „wychyla się ze ściany, wysuwa przed siebie palec. Chwile celuje, a następnie mamrocze krótką formułę i z jego dłoni wylatuje wiązka energii, która mija nieznacznie ucho Gotfryda i uderza w osiołka uśmiercając go na miejscu.]
[Kuba] [z wyrzutem] Eeeeej!
[Wilhelm] [znikając ponownie w ścianie] Tak lepiej.
[Bohaterowie stoją chwile zdezorientowani, po czym patrzą na siebie. Gotfryd wzrusza ramionami.]
[Gotfryd] Za mną, ku przygodzie.
[Drużyna przekracza próg Zamku.]