[Wilhelm] Cholera jasna! Cholerny, mutujący wiecznie zamek!
[W tym momencie jeden z portretów spada ze ściany i uderza Wilhelma prosto w głowę, przewracając go.]
[Wilhelm] [wstając] Ech, wrażliwy jesteś jak na budowlę mającą kilkanaście tysięcy lat… [po chwili] Przepraszam!
[Wilhelm zawiesza obraz ponownie na swoim miejscu.]
[Wilhelm] Ale dalej nie wiem, gdzie jest ta jadalnia… Pomyślmy…
[Demon podchodzi do kolejnych drzwi, ale w tym momencie daje się słyszeć uderzenie kołatki wrót wejściowych. Wilhelm odwraca się zdziwiony w ich kierunku, nasłuchuje. Po chwili kołatanie ponawia się. Z zaciekawieniem podchodzi do wrót i z wysiłkiem uchyla je. Jego oczom ukazuje się niski, okrągły człowieczek w wielkim kapeluszu, ocierający chustką zarumienioną, pulchną twarz. W oddali za nim daje się dostrzec osiołka i jakąś ciężką skrzynię.]
[Helmut] Uszanowanie, dobry człowieku! [w tym momencie Wilhelm ogląda się za siebie w poszukiwaniu dobrego człowieka, który zaszedł go od tyłu] Czy zastałem pana domu?
[Wilhelm] [lekko zdezorientowany] Tak, Pan Drachenfels przebywa aktualnie w zamku, a…
[Helmut] Znakomicie! Prowadź mnie do niego.
[Wilhelm] [poprawiając koronkowe mankiety i prostując się] Ekhm… A pan, to w jakiej sprawie jeśli wolno spytać?
[Helmut] Helmut Grossmauer, poborca podatkowy.
[Wilhelm] [z opuszczoną lekko szczęką] Że co?
[Helmut] Poborca podatkowy z Altdorfu. Doszły nas słuchy, że ta opuszczona, od tysiącleci ruina wcale nie jest opuszczona. Przyszedłem po zaległe podatki… [mrugając i ocierając pot z czoła] Uzbierała się wcale niezła sumka.
[Wilhelm] Ech, dzisiaj nie jest mój dzień… Przez ten stres zaczynam mieć jakieś chore halucynacje.
[Wilhelm zaczyna zamykać wrota, ale Helmut przezornie wsadza but w szparę.]
[Helmut] Nie tak prędko. Proszę nie utrudniać. Muszę was uprzedzić, że za utrudnianie poboru podatków grożą najwyższe kary.
[Wilhelm] Posłuchaj moja halucynacjo, dzisiaj mam naprawdę zły dzień, spieszę się i jak zaraz nie zabierzesz tej nogi, to ci ją urwę przy samej szyi.
[Helmut] [przeciskając się niezdarnie do środka] To nic nie da, a przysporzy ci niepotrzebnych nieprzyjemności… [przecisnąwszy się] Nooo, całkiem ładnie się tutaj urządziliście. Och, jakie piękne obrazy! Podatek od dóbr luksusowych, widzę, będzie całkiem spory. [wyjmuje pióro, papier i zaczyna notować] Tak, tak… podatek od nieruchomości, od przestrzeni, od…
[Wilhelm] [przez zęby] Nie chciałbym przerywać, ale to naprawdę nie jest mój dzień… [wołając w głąb zamku] Pikuś!
[Jedne z drzwi otwierają się z hukiem, wywarzone podmuchem powietrza. Z wnętrza pomieszczenia wydobywa się piekielna poświata. Słychać tętent tysiąca kopyt, drapanie setki szponów i niezliczone wrzaski, i ryki. Odgłosy nasilają się z każdą sekundą i nagle… wypada przez próg malutki piesek rasy Yorkshire Terrier. Zaczyna radośnie szczekać. Biegnąc potyka się trochę o własne łapy. Podbiega do Helmuta i zażarcie zaczyna targać go za nogawkę.]
[Helmut] [beznamiętnie] Urocze… [notując] Podatek od psa!
[Wilhem] [ze zrezygnowaniem] Pikuś, ty parszywa, złośliwa bestio… Zeżryj palanta!
[Helmut] Hm, ile pies ma lat?
[Wilhelm] Eon.
[Helmut] Hm… [wyjmując liczydło] stawka wynosi srebrnik za rok… tutaj mamy eon… to będzie…
[Wilhelm] [w nagłym wybuchu wściekłości, wysuwa pazury, jego głos zaczyna brzmieć jak tysiąc głosów mówiących jednocześnie] Dosyć! Giń nędzna poczwaro!
[Helmut] [zupełnie niewzruszony wyjmuje glejt i czyta] „Któżkolwiek w imię czegokolwiek, podniesie rękę na urzędnika państwowego, zostanie wychłostany, naznaczony, a następnie publicznie poćwiartowany i wywieszony na wszystkich drogach wylotowych miasta…”
[Wilhelm] [opanowawszy się] Zaryzykuję…
[Demon rozrywa krtań Helmuta gołymi rękoma, po czym w ten sam sposób postępuje z jego klatką piersiową, następnie odrywa od torsu ręce i nogi oraz odkopuje głowę nieszczęśnika.]
[Wilhelm] Ach, czuję się od razu lepiej…
[Pikuś podchodzi do zmasakrowanych zwłok i radośnie poczyna chłeptać krew.]
[Wilhelm] Ta, teraz to się zachowujesz normalnie, tak? Durne bydle… Dobra, koniec tych rozrywek, trzeba znaleźć jadalnię, bo skończę jak ten grubas…
[Wilhelm rusza ponownie w kierunku drzwi natomiast Pikuś beztrosko kontynuuje posiłek.]