[Snori] [do elfa] Dobra, wąskie biodra, otwieraj.
[Lorindil] Co mam otwierać?
[Snori] No chyba nie usta. Zamek kurde. Targam za klamkę, a drzwi się nie otwierają. To znaczy, że są jakie?
[Wolfgang] Zepsute.
[Snori] …
[Po chwili.]
[Lorindil] Słuchaj Snori, to, że jestem elfem nie znaczy od razu, że potrafię dokonać każdej precyzyjnej czynności manualnej. Tym bardziej, że przecież nie jestem złodziejem.
[Snori] [pod nosem]Wszyscy jesteście, leśne łachudry.
[Lorindil] Mam wyczulony zmysł słuchu, słyszałem to!
[Snori] Chcesz, kurde, medal z kartofla?
[Wolfgang] To jak, naprawiamy drzwi?
[Snori] Ta, ja je zaraz naprawię…
[Słychać odgłos kroków, jak gdyby ktoś się rozpędzał.]
[Snori] Raaaagh! Topór chce krwi!!!… drzazg!!!
[Słychać głuche uderzenie, zapada cisza.]
[Snori] [obolałym głosem] Szlag…
[Wolfgang] Drzwi dalej zepsute?
[Snori] Tak… I to twoja wina!
[Wolfgang] [ze skruchą w głosie] Przepraszam…
[Snori] Nie przepraszaj, tylko napraw coś zepsuł!
[Lorindil] Nie sądzę, aby Wolfgang posiadł umiejętność…
[Słychać kroki, potem porusza się klamka, słychać odgłos giętego metalu, potem trzask. Drzwi otwierają się, do sali wkracza zadowolony Wolfgang.]
[Wolfgang] Naprawiłem!
[Lorindil] …
[Snori] O kurde…
[Do pomieszczenia wkraczają dwaj pozostali bohaterowie. Wszyscy zaczynają się rozglądać. Lorindil z zainteresowaniem podchodzi do kapliczek, Wolfgang z oczyma tęskniącymi za rozumem zaczyna patrzeć w lustro, w którym zaczynają się materializować, niczym wizje w kryształowej kuli, obrazy jego dziecinnej wioski, a Snori staje przed tronem i zaczyna drapać się po karku.]
[Wolfgang] [z maślanym wzrokiem] Widzieliście, jakie piękne widoki?
[Snori siada na tronie.]
[Lorindil] Hm, to miejsce będzie należało oczyścić ze zła… najlepiej ogniem… Snori, tylko niech ci do głowy nie przyjdzie… [dostrzega, gdzie znajduje się Snori]
[Snori] [rozsiadając się na tronie] Co ślepaki wietrzysz?
[W tym momencie na nadgarstkach i szyi Snoriego zaciskają się wyrastające z tronu macki. Zaczynają dusić krasnoluda.]
[Lorindil] Wolfgang! Chodź pomóc temu idiocie!
[Wolfgang] [z nieobecnym wzrokiem] Piękneee widoooki…
[Lorindil] [rozpaczliwie] Wolfgang!!!
[Wolfgang otrząsa się z transu i podbiega do tronu razem z elfem. Wyciąga swój miecz. W oczach elfa i krasnoluda widać przerażenie. Wolfgang zadaje trzy ciosy i oswobadza krasnoluda. Snori sprawdza, czy wszystkie jego kończyny i głowa są wciąż przytwierdzone do ciała, po czym podchodzi do człowieka.]
[Snori] Ty cholerny, pozbawiony mózgu orangutanie! Mogłeś mi obciąć łeb tym scyzorykiem!!!
[W tym czasie przed lustrem materializuje się demon. Jest trochę większy od człowieka, ma długie, proste rogi, ogniste ślepia, szpony i ogromny miecz jednoręczny unurzany w posoce.]
[Krwiopuszcz] Wkajdsakshjdaksj’ aksjdkas’ ajsajd’ alkjsk?
[Lorindil] Co on powiedział?
[Snori] Nie wiem, ale pewnie coś w stylu: „Kto ziorał w lustro me?”. Chooooduuuu!!!
[Bohaterowie wybiegają z pomieszczenia i zatrzaskują za sobą drzwi. Kilka chwil później na korytarzu słychać kroki. Drzwi otwierają się. W tle zaczyna grać „O, Fortuna”. Wchodzi Konstant Drachenfels. Patrzy na drzwi, porusza nimi przez chwilę w obie strony.]
[Konstant Drachenfels] Kto wyłamał moje drzwi?
[Czarnoksiężnik, ignorując zdezorientowanego demona, podchodzi do tronu.]
[Konstant Drachenfels] Kto siedział na moim tronie?
[Wreszcie patrzy na lustro i demona.]
[Konstant Drachenfels] Kto patrzył w moje lustro?!
[Krwiopuszcz] [jak zawsze, w demonicznej mowie] Moje lustro!
[Konstant Drachenfels] Wilhelm!!!
[Wilhelm wychodzi ze ściany, staje obok Konstanta i lekko kłania się.]
[Wilhelm] Tak, Panie?
[Konstant Drachenfels] Kto wyłamał moje drzwi, siedział na moim tronie i patrzył w moje lustro?
[Krwiopuszcz] Moje lustro!!!
[Wilhelm podchodzi do demona z lustra.]
[Wilhelm] [szeptem] Stary i tak masz już przerąbane, więc po co się bardziej pogrążać?
[Krwiopuszcz] Co?! Wyrżnę was wszystkich jak psy! Zdychajcie!
[Konstant Drachenfels wskazuje demona palcem, po czym tego uderza wiązka energii wypływająca z dłoni czarnoksiężnika.]
[Konstant Drachenfels] Więc?
[Wilhelm] Hm? Aaa, burdel… Więc to zapewne zrobił… [wskazując na spopielone resztki demona] On!
[Konstant Drachenfels] Chcesz mnie zdenerwować?
[Wilhelm] Nie śmiałbym.
[Konstant Drachenfels] To zasuwaj po miotłę.
[Wilhelm] A może przyzwalibyśmy drugiego takiego samego? Posprzątałby, co jego kolega narozrabiał.
[Wilhelm z demoniczną gracją unika kolejnej wiązki energii, po czym wybiega w poszukiwaniu miotły. Konstant siada na swym tronie. Siedzi chwilę w zamyśleniu. Pstryka palcami, w jego dłoni pojawia się manuskrypt niniejszej sztuki. Czyta kawałek, po czym z niepokojem, wielkimi oczyma spogląda na drzwi.]
[Konstant Drachenfels] Ej… te drzwi były zamknięte zaklęciem!