Akt 1

Scena 6: Kto siedział na moim tronie?

omnata tronowa. Naprzeciw drzwi witraż parodiujący bóstwo Chaosu o psim pysku. Obok witrażu lustro. Po lewej od wejścia, przy ścianie, duża ilość przeróżnych kapliczek poświęconych siłom zła. Po prawej na podeście czarny tron. Na nim stoliki, na których stoją dziwne przedmioty: zegar z jedną wskazówką poruszającą się do tyłu, klepsydra, której piasek przesypuje się do góry itp. Tron, sprawiający monumentalne wrażenie, osłonięty jest po bokach czarnymi kotarami, na których czerwoną nicią wyszyte są sceny z życia Wielkiego Czarnoksiężnika. Zza zamkniętych drzwi, na korytarzu, słychać rozmowę.]

[Snori] [do elfa] Dobra, wąskie biodra, otwieraj.

[Lorindil] Co mam otwierać?

[Snori] No chyba nie usta. Zamek kurde. Targam za klamkę, a drzwi się nie otwierają. To znaczy, że są jakie?

[Wolfgang] Zepsute.

[Snori]

[Po chwili.]

[Lorindil] Słuchaj Snori, to, że jestem elfem nie znaczy od razu, że potrafię dokonać każdej precyzyjnej czynności manualnej. Tym bardziej, że przecież nie jestem złodziejem.

[Snori] [pod nosem]Wszyscy jesteście, leśne łachudry.

[Lorindil] Mam wyczulony zmysł słuchu, słyszałem to!

[Snori] Chcesz, kurde, medal z kartofla?

[Wolfgang] To jak, naprawiamy drzwi?

[Snori] Ta, ja je zaraz naprawię…

[Słychać odgłos kroków, jak gdyby ktoś się rozpędzał.]

[Snori] Raaaagh! Topór chce krwi!!!… drzazg!!!

[Słychać głuche uderzenie, zapada cisza.]

[Snori] [obolałym głosem] Szlag…

[Wolfgang] Drzwi dalej zepsute?

[Snori] Tak… I to twoja wina!

[Wolfgang] [ze skruchą w głosie] Przepraszam…

[Snori] Nie przepraszaj, tylko napraw coś zepsuł!

[Lorindil] Nie sądzę, aby Wolfgang posiadł umiejętność…

[Słychać kroki, potem porusza się klamka, słychać odgłos giętego metalu, potem trzask. Drzwi otwierają się, do sali wkracza zadowolony Wolfgang.]

[Wolfgang] Naprawiłem!

[Lorindil]

[Snori] O kurde…

[Do pomieszczenia wkraczają dwaj pozostali bohaterowie. Wszyscy zaczynają się rozglądać. Lorindil z zainteresowaniem podchodzi do kapliczek, Wolfgang z oczyma tęskniącymi za rozumem zaczyna patrzeć w lustro, w którym zaczynają się materializować, niczym wizje w kryształowej kuli, obrazy jego dziecinnej wioski, a Snori staje przed tronem i zaczyna drapać się po karku.]

[Wolfgang] [z maślanym wzrokiem] Widzieliście, jakie piękne widoki?

[Snori siada na tronie.]

[Lorindil] Hm, to miejsce będzie należało oczyścić ze zła… najlepiej ogniem… Snori, tylko niech ci do głowy nie przyjdzie… [dostrzega, gdzie znajduje się Snori]

[Snori] [rozsiadając się na tronie] Co ślepaki wietrzysz?

[W tym momencie na nadgarstkach i szyi Snoriego zaciskają się wyrastające z tronu macki. Zaczynają dusić krasnoluda.]

[Lorindil] Wolfgang! Chodź pomóc temu idiocie!

[Wolfgang] [z nieobecnym wzrokiem] Piękneee widoooki…

[Lorindil] [rozpaczliwie] Wolfgang!!!

[Wolfgang otrząsa się z transu i podbiega do tronu razem z elfem. Wyciąga swój miecz. W oczach elfa i krasnoluda widać przerażenie. Wolfgang zadaje trzy ciosy i oswobadza krasnoluda. Snori sprawdza, czy wszystkie jego kończyny i głowa są wciąż przytwierdzone do ciała, po czym podchodzi do człowieka.]

[Snori] Ty cholerny, pozbawiony mózgu orangutanie! Mogłeś mi obciąć łeb tym scyzorykiem!!!

[W tym czasie przed lustrem materializuje się demon. Jest trochę większy od człowieka, ma długie, proste rogi, ogniste ślepia, szpony i ogromny miecz jednoręczny unurzany w posoce.]

[Krwiopuszcz] Wkajdsakshjdaksj’ aksjdkas’ ajsajd’ alkjsk?

[Lorindil] Co on powiedział?

[Snori] Nie wiem, ale pewnie coś w stylu: „Kto ziorał w lustro me?”. Chooooduuuu!!!

[Bohaterowie wybiegają z pomieszczenia i zatrzaskują za sobą drzwi. Kilka chwil później na korytarzu słychać kroki. Drzwi otwierają się. W tle zaczyna grać „O, Fortuna”. Wchodzi Konstant Drachenfels. Patrzy na drzwi, porusza nimi przez chwilę w obie strony.]

[Konstant Drachenfels] Kto wyłamał moje drzwi?

[Czarnoksiężnik, ignorując zdezorientowanego demona, podchodzi do tronu.]

[Konstant Drachenfels] Kto siedział na moim tronie?

[Wreszcie patrzy na lustro i demona.]

[Konstant Drachenfels] Kto patrzył w moje lustro?!

[Krwiopuszcz] [jak zawsze, w demonicznej mowie] Moje lustro!

[Konstant Drachenfels] Wilhelm!!!

[Wilhelm wychodzi ze ściany, staje obok Konstanta i lekko kłania się.]

[Wilhelm] Tak, Panie?

[Konstant Drachenfels] Kto wyłamał moje drzwi, siedział na moim tronie i patrzył w moje lustro?

[Krwiopuszcz] Moje lustro!!!

[Wilhelm podchodzi do demona z lustra.]

[Wilhelm] [szeptem] Stary i tak masz już przerąbane, więc po co się bardziej pogrążać?

[Krwiopuszcz] Co?! Wyrżnę was wszystkich jak psy! Zdychajcie!

[Konstant Drachenfels wskazuje demona palcem, po czym tego uderza wiązka energii wypływająca z dłoni czarnoksiężnika.]

[Konstant Drachenfels] Więc?

[Wilhelm] Hm? Aaa, burdel… Więc to zapewne zrobił… [wskazując na spopielone resztki demona] On!

[Konstant Drachenfels] Chcesz mnie zdenerwować?

[Wilhelm] Nie śmiałbym.

[Konstant Drachenfels] To zasuwaj po miotłę.

[Wilhelm] A może przyzwalibyśmy drugiego takiego samego? Posprzątałby, co jego kolega narozrabiał.

[Wilhelm z demoniczną gracją unika kolejnej wiązki energii, po czym wybiega w poszukiwaniu miotły. Konstant siada na swym tronie. Siedzi chwilę w zamyśleniu. Pstryka palcami, w jego dłoni pojawia się manuskrypt niniejszej sztuki. Czyta kawałek, po czym z niepokojem, wielkimi oczyma spogląda na drzwi.]

[Konstant Drachenfels] Ej… te drzwi były zamknięte zaklęciem!

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments