Akt 1

Scena 8: Kroczyłem przez Otchłań

statnie piętro jednej z zamkowych baszt. Podzielone ścianą na dwie części. W jednej z nich na środku podłogi znajduje się tylko klapa. Druga część oddzielona jest od niej ścianą z otwartymi na oścież drzwiami. W centrum drugiego pomieszczenia, na dużym żelaznym haku wisi otwarta klatka mogąca bez problemu pomieścić istotę nawet trochę większą niż człowiek. Od klatki biegnie ślad śluzu, który urywa się nagle pod drzwiami. W rogu pomieszczenia leży zardzewiały łom. Nad drzwiami, na suficie, do góry nogami, wisi przyczepiony swymi mackowatymi nogami wojownik chaosu noszący symbol boga Chaosu Tzeentcha. Ma czarną skórę, jest tak pomutowany, że nie przypomina już nawet humanoida. Jego twarz wciąż, nieregularnie, zmienia się. Raz przypomina człowieka, innym razem jest całkowicie różowa, bez wyrazu, czasem mutuje na podobieństwo jakiegoś pokracznego zwierzęcia. Posiada również ogon zakończony maczugą a jego rogi przypominają rogi byka. W jednej z macek dzierży miecz, natomiast pomutowane ciało pokrywają w niektórych miejscach resztki dawnej koszulki kolczej i ubrań. Pomieszczenie jest na tyle wysokie, że wisząc na suficie, wojownik znajduje się dobre pół metra nad drzwiami, gdzie w skupieniu oczekuje ofiar. W części pomieszczenia z klapą słychać poruszenie. Po chwili klapa otwiera się i wyłania się rudy czub krasnoluda. Snori niezdarnie wychodzi na górę, a za nim jego towarzysze.]

[Snori] Czy ktoś mi powie, jak do jasnej cholery, będąc w środku cholernego zamku, dostaliśmy się do tej pieprzonej wieży?!

[Lorindil] Przeszliśmy przez ścianę…

[Snori] Cicho! Nie dopuszczam do siebie tego rozwiązania, chyba że chlaliśmy całą noc i skułem się tak, że nawet nie pamiętam, że chlałem.

[Snori z poirytowaniem rozgląda się po pomieszczeniu.]

[Snori] A ty, statysta, co powiesz?

[Wolfgang] [obejrzawszy się za siebie] Ja? Ale co powiem?

[Lorindil] Teoria mówiąca, że ludzie pochodzą od małp, to jedna wielka bzdura. Jestem w stanie uwierzyć, co najwyżej, że to małpy pochodzą od ludzi…

[Snori] Ta, a ludzie od elfów. Dobra, nieważne, zobaczmy co jest w tym pokoju, a potem poszperamy w piwnicy.

[Lorindil] Kto właściwie zrobił z ciebie dowódcę?

[Snori] Mam najwyższe cechy przywódcze w drużynie… młodszy podszeregowy drzewoprzytulaczu. Za mną.

[Snori wkracza do pokoju, za nim elf i człowiek.]

[Snori] Hm, no super, klatka… Możemy, nie wiem, zrobić se z niej huśtawkę. Za mną wiara, nic tu nie ma.

[Lorindil] [obserwując ślady śluzu] Boję się spojrzeć do góry… Wolfgang, spójrz do góry.

[W tym momencie wojownik chaosu odczepia się od sufitu i ląduje na podłodze zagradzając wyjście z pomieszczenia. Wolfgang patrzy do góry.]

[Wolfgang] Nic tam nie ma, tylko plama.

[Lorindil]

[Snori] Dobra chłopaki, wyjmujemy scyzoryki, topór chce śluzu!

[Krasnolud wyjmuje topór, jednak czyni to tak niezdarnie, że ten wyślizguje mu się z rąk i przeleciawszy całą długość pomieszczenia, wypada przez wąskie okno.]

[Snori] [z poirytowaniem] Szlag. Run powrotu?! Akurat! Głupi demon!

[Lorndil] [wyjmując sztylet] Brawo generale, teraz będziemy musieli liczyć na zdolności bojowe orangutana.

[Snori] Nie bądź dla siebie taki surowy… z tym sztyletem wyglądasz raczej jak myszoskoczek niż orangutan.

[Wolfgang] [wyjmując miecz] Na Ulryka!

[Wolfgang rzuca się w szaleńczym atakiem na mutanta. Zadaje jeden potężny cios, który jednak chybia celu, ale czyni za to pokaźnych rozmiarów bruzdę w ścianie. Drugi cios potwór paruje swym mieczem. W momencie, gdy obie bronie stykają się, miecz ulrykanina obraca się w proch.]

[Lorindil] Szlag.

[Wolfgang] [rozpaczliwie] Mój miecz!

[Drużyna cofa się, natomiast mutant powoli podpełza w ich kierunku.]

[Lorindil] Snori! Jak wysoko jesteśmy?!

[Snori] [wyglądając przez okno] O w dupę… Jakieś trzydzieści metrów. Najwyższa, kurde, baszta zamku.

[Potwór korzystając z dekoncentracji przeciwników uderza swym ogonem i trafia Wolfganga w głowę. Człowiek pada momentalnie nieprzytomny. Snori widząc to chwyta za łom leżący przy ścianie.]

[Snori] Nie będziesz lał mojego przygłupa!

[Krasnolud rzuca się na mutanta i zaczyna okładać go łomem po wciąż mutującej twarzy. Bestia kwicząc z bólu stara się ze wszystkich sił uciec, ale Snori przydepnąwszy jej macki zaczyna okładać ze zdwojoną siłą. Po pewnym czasie zmasakrowana bestia pada martwa. Krasnolud dyszy ciężko. Nabiegłymi krwią oczyma patrzy na pozostałych członków drużyny. Odrzuca łom i podchodzi do leżącego Wolfganga. Stoi chwilę, po czym zaczyna silnie kopać go butem po głowie.]

[Snori] Wstawaj, kurde, prostaku! Wstawaj mówię! Przez ciebie wywaliłem mój topór!

[Zdezorientowany elf patrzy na oszalałego krasnoluda. Podnosi łom, po czym aplikuje brutalniejszą, dopotyliczną, wersję czaru „uśpienie” swojemu towarzyszowi. Przez chwilę chodzi po sali z łomem w ręku, po czym wyjmuje ze swojej torby podróżnej jakieś notatki.]

[Lorindil] [czytając na głos] „…powiadają, iż najwyższą basztą zamku jest baszta Szału”. Cóż za bardzo nieprzypadkowa nazwa…

[Elf chowa zapiski. Podchodzi do mutanta. Odkopuje jedną mackę, podnosi miecz.]

[Lorindil] [oglądając broń] Hm. Ładne, porządna robota.

[W tym momencie oczy elfa rozświetlają się fioletowym światłem. Jego postać na krótką chwilę staje w ogniu, po czym momentalnie gaśnie. Elf zrywa z mutanta naszyjnik z symbolem Tzeentcha.]

[Lorindil] [demonicznym szeptem] Kroczyłem w Otchłani… Tu czas jest wędrowcem, a jam niezmienny.

Udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments