[Wilhelm] [do widowni] Witam Państwa serdecznie. W ramach relaksu po ostatnich wydarzeniach i nieodżałowanej likwidacji drużyny naszych bohaterów, sporej dawce magii, demonów, innych istot, jak wy to określacie – nadnaturalnych – oraz pojedynczej interwencji z Otchłani, przeczytam Wam jedną z moich ulubionych bajek.
[Wilhelm sięga po książkę ze stolika i pokazuje widowni okładkę z napisem „Czerwony Kapturek”. Następnie poprawia się w fotelu, odchrząkuje i otwiera tomik.]
[Wilhelm] Dawno, dawno temu, za górami za lasami…
[W tym momencie scena obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Głos Wilhelma jest już słyszalny jedynie zza sceny, natomiast jego miejsce zajmują dekoracje przedstawiające las.]
[Wilhelm] [kontynuując] …był sobie bretoński Rycerz Świętego Graala o imieniu Jean. Ze względu na karmazynowy płaszcz z kapturem, który zawsze nosił, koledzy rycerze nazywali go Czerwonym Kapturkiem.
[Na scenę wkracza Czerwony Kapturek odziany w szaty rycerza, zbroję i czerwony płaszczyk. W rączce dzierży koszyczek.]
[Czerwony Kapturek] [radośnie, podskakując] La la la… palić niewiernych, niszczyć zło, palić niewiernych, hej! La la la.
[Wilhelm] Podśpiewując, wesoło szedł Czerwony Kapturek gościńcem.
[Na scenę z przeciwnej strony wkracza zwierzoczłek. Ma około dwóch metrów wzrostu, kopyta, twarz trochę psa trochę dzika, rogi byka, w ręku dzierży buzdygan.]
[Wilhelm] Nagle z lasu wyłonił się zły zwierzoczłek Arnold, a Czerwony Kapturek zoczywszy go zakrzyknął, jak to miał w zwyczaju „Na Ulryka!”.
[Czerwony Kapturek] [z oburzeniem w głosie] Nie ta religia demoniczny szpeju…
[Wilhelm] Nieistotne, na pewno też coś głupiego wołacie…
[Czerwony Kapturek] Wcale, że nie… Na Panią Jeziora!
[Wilhelm] [zakrztusiwszy się] Eee, taaak, faktycznie to zmienia postać rzeczy. [do siebie] Ja pieprzę, a myślałem, że już nic głupszego nie usłyszę. [do widowni] Tak, czy inaczej Czerwony Kapturek spotkał zwierzoczłeka Arnolda.
[Arnold] Witaj Czerwony Kapturku!
[Czerwony Kapturek] [z przesadną bohaterską nonszalancją] Ha ha! Witaj, o ty, którego zaraz rozpłatam mym mieczem, ku chwale Pani Jeziora! A w ogóle, to jakim cudem mówisz ludzkim głosem?
[Arnold] Mutacja „dar języków”.
[Czerwony Kapturek] A… Ha ha! Giń więc mutancie, pomiocie Chaosu!
[Arnold] [podstępnie] Zanim mnie zabijesz, zdradź proszę, co niesiesz w koszyczku.
[Czerwony Kapturek] Ha ha! Świętego Graala!
[Wilhelm] [wtrącając zza sceny] Świętego Graala w dzisiejszym odcinku sponsoruje magiczne lustro Konstanta Drachenfelsa.
[Arnold] I zaniesiesz go…
[Czerwony Kapturek] Pani Jeziora!
[Arnold] [ironicznie potakując] Taaak, to ma sens.
[Wilhelm] W tym momencie przebiegły Arnold, wymyślił przebiegły plan, jak oszukać, nie tak bardzo przebiegłego, Czerwonego Kapturka. Takoż, zwiódłszy Czerwonego Kapturka podstępem…
[Arnold] [patrząc za plecy Czerwonego Kapturka] Patrz! Małpa z trzema dupami!
[Czerwony Kapturek] [patrząc za siebie] Gdzie?!
[Wilhelm] …co prędzej dał susa w las.
[Zwierzoczłek daje susa w las. Czerwony Kapturek stoi zdezorientowany.]
[Czerwony Kapturek] Ha ha! Przechytrzył mnie diabelskimi sztuczkami. Dopadnę go innego dnia, albowiem teraz muszę zanieść Świętego Graala Pani Jeziora.
[Wilhelm] Jak pomyślał, tak pognał…
[Opada kurtyna, słychać za nią zamieszanie. Po chwili kurtyna podnosi się ponownie. Sceneria przedstawia wnętrze skromnej chatki Pani Jeziora. Pośrodku niewielkiego pomieszczenia stoi łoże, są też bujany fotel i skromne mebelki. Na łożu leży powabna blondynka, bawiąca się z nudów poduszką.]
[Wilhelm] Arnold, przebiegła bestia, znał skrót w lesie, takoż dotarł do chatki Pani Jeziora przed Czerwonym Kapturkiem.
[Do chatki wchodzi Arnold.]
[Pani Jeziora] Na… [pstryka palcami, zastanawia się] Na Mnie! Ktoś ty?!
[Arnold] Nie zadawaj głupich pytań, a tak w ogóle, to skoro jesteś Panią Jeziora, to czego siedzisz w chacie?
[Pani Jeziora] [znudzonym głosem] Wilgoć, reumatyzm…
[Arnold] Potrzebuje tej chaty, won do stawu!
[Wilhelm] Jak postanowił, tak ją wyrzucił…
[Arnold chwyta Panią Jeziora i wyrzuca ją przez okno do pobliskiego stawu, po czym przybrawszy trochę głowę runem leśnym, kładzie się do łóżka.]
[Wilhelm] Natenczas przybył Czerwony Kapturek…
[Wchodzi Czerwony Kapturek i z miejsca pada na kolana.]
[Czerwony Kapturek] [z przejęciem w głosie] O Pani! Oto ja, Jean! Wróciłem z misji! Oto przynoszę ci, po wielu latach poszukiwań i nieskończonych trudach, Świętego Graala!
[Arnold] [kobiecym głosem] Zbliż się młodzieńcze…
[Wilhelm] No to się zbliżył…
[Czerwony Kapturek] [niepewnie] O, Pani, a czemu masz takie wielkie oczy?
[Arnold] Bo mam jakąś egzotyczną chorobę, której się nabawiłam, gdy przy moim stawie mieszkańcy Arabii poili wielbłądy.
[Czerwony Kapturek] A czemu masz takie wielkie rogi?
[Arnold] Bo Pan Jeziora nie do końca wiernym jest.
[Czerwony Kapturek] A czemu masz taki wielki buzdygan zatknięty pod pościelą?
[Arnold] Żeby rozbić ci nim czaszkę i ukraść wreszcie Świętego Graala.
[Wilhelm] Jak powiedział, tak uczynił… [do siebie] Niezła fucha, robota sama chodzi, może zostanę etatowym narratorem.
[Zwierzoczłek unosi się z łoża i uderza z całej siły rycerza buzdyganem w głowę rozbijając ją, jak arbuza. Następnie zachłannie wyjmuje z koszyka kielich.]
[Arnold] Nareszcie! Jest mój! Ciekawe co robi… I ciekawe, czy jakiś gajowy będzie chciał mi go odebrać?
[Wilhelm] Jak wykrakał, tak się stało… Wchodzi gajowy!
[Na scenie nie pojawia się nikt nowy.]
[Wilhelm] Ekhm… Powiedziałem, kurde, „na scenie pojawia się gajowy”!
[Zza sceny słychać odgłos gruchotanego karku. Po jakimś czasie w tle zaczyna lecieć „O, Fortuna”, próg przekracza Konstant Drachenfels.]
[Wilhelm] No dobrze… nie jest to gajowy, ale i tak zwierzoczłek ma słabo…
[Konstant Drachenfels] [odczytując z kartki, którą ma w ręku] Ha ha! [zmarszczywszy brwi] Nie no, co za idiota to pisał…
[Wilhelm] Ej!
[Konstant Drachenfels] Dawaj Graala.
[Arnold] Nigdy! Prędzej zginę!
[Konstant Drachenfels] Skoro musisz psuć kolejność…
[Opada kurtyna.]
[Wilhelm] Scena przemocy ze względu na to, że to kurde bajka, została wycięta.
[Kurtyna podnosi się. Kawałki zwierzoczłeka porozrzucane są po całym pomieszczeniu. Drachenfels stoi z kielichem w ręku i uważnie mu się przygląda.]
[Konstant Drachenfels] Dobra, zobaczmy co to robi takiego…
[Wilhelm] Jak powiedział, tak wykorzystał wiedzę o magicznych przedmiotach.
[Konstant Drachenfels] Co?! Możesz z tego pić i nigdy nie wylejesz?! Co za badziewie… Jak młot Sigmara normalnie.
[Konstant Drachenfels wyrzuca Graala przez okno. Słychać uderzenie, jakby naczynie uderzyło kogoś w głowę, a następnie bulgotanie, jakby ta osoba zaczęła się topić. Konstant Drachenfels opuszcza pomieszczenie. Zapada kurtyna, a przed nią wychodzi Wilhelm.]
[Wilhelm] Koniec… won spać!
[Po czym kłania się nieznacznie i opuszcza scenę.]